66.

111 20 1
                                    

Nic nie mogło być aż tak proste. Zwłaszcza w tych okolicznościach. Wyjazd z miasta, w jakim się znaleźli, okazał się istną zagwozdką, polegającą na odnalezieniu jednej drogi, która nie byłaby obstawiona wojskiem. Nie mówiąc już o fakcie, że wystarczyło przejechać kilka ulic, aby natknąć się na rezultaty działających tu władz. Widok martwego, rozkładającego się ciała, jakiego nikt nie postanowił uprzątnąć, był czymś normalnym. Nie były to jednak masowe morderstwa, gdyż jak im się wydawało, to już miało miejsce w zupełnie innych okolicznościach. Byli to ostatni ryzykanci, którzy nie zgodzili się wykonywać poleceń funkcjonariuszy. Co najbardziej bolało, były to najczęściej osoby młode, gdyż te nie obawiały się buntować. Może byli na tyle odważni, a może po prostu nie poznali jeszcze prawdziwego smaku lęku. 

Bez względu na to, Hong za każdym razem przymykał powieki, woląc nie widzieć zwłok w tym stanie. Nie chodziło o obrzydzenie, a o to, że nie powinno się pozwalać na takie bezczeszczenie czyjejś śmierci. Zasługiwali na normalny pochówek. Kwestią czasu było to, aż zwierzęta uznające ich za padlinę, będą szukać w tym mięsie jedynej drogi ratunku. Joong wolał sobie nie wyobrażać tych scen i czuł jak ciarki pokrywały jego skórę, gdy tylko pomyślał w jakim kierunku to zmierza oraz że oni sami mogą skończyć tak samo, jak pokarm dla bezpańskich psów. 

Wszędzie znajdowały się radiowozy, albo wozy pancerne. W służbach byli sami mężczyźni, noszący charakterystyczne mundury, inne niż te klasyczne. Były granatowe, z naszywkami na piersi oraz plecach. Każdy był oznaczony numerem, co możliwe, że ułatwiało prowadzenie jakiegoś spisu, czy tabeli w programie komputerowym. Nikogo to zbytnio nie interesowało, oni po prostu marzyli aby się wydostać oraz znaleźć miejsce na wypoczynek. Przez ostatnie wydarzenia oraz stres, żołądki same im się zaciskały, a ostatnia noc większości nie przyniosła upragnionego wypoczynku. Wooyoungowi powieki same opadały i tylko lekkie szczypania Yeosanga utrzymywały go w pionie. Kang pozwoliłby mu zasnąć, gdyby znaleźli się na bezpieczniejszym gruncie. Tymczasem ciągle było o włos od ujawnienia, a wtedy wolał nawet nie wyobrażać sobie co ich spotka. 

- Mamy tylko jeden przejazd, który wyświetla mi się jako wolny. Nie wiem natomiast, czy nie stoi tam jakiś nieoznaczony pojazd, więc w razie komplikacji, macie trzymać przy sobie broń i z pewnością będziemy jechać bardzo, ale to bardzo szybko.-  ostrzegł ich San, a pierwsze co zrobił Jongho, to zerknął w lusterko, na stojący za nimi samochód, którym jechał Yunho. Blondyn może i był psychopatą, ale w takich warunkach siedzenie z nim w jednym aucie było tą lepszą opcją.- Jeong sobie poradzi. Nabierze doświadczenia. 

Seonghwa złapał za pistolet, załadowując nowy magazynek. Te wszystkie kroki robiło się mechanicznie, lecz nie było w tym prawdziwej pewności, czy nabytych umiejętności. Nie mieli wielu okazji do wyszkolenia się i chyba powinni być za to wdzięczni, bo znaczyło to tyle, że nie mieli jeszcze aż tak wielu śmiertelnie groźnych sytuacji. Hwa tak potwornie bał się tylko w dwóch momentach. Pierwszy raz, kiedy byli w obozie i miał wrażenie, że nie podoła planowi ucieczki, przez co całe przedsięwzięcie skończy się tragicznie. Drugi raz był wtedy, kiedy pierwszy zaatakował człowieka i widział kałużę krwi, wiedząc że jest odpowiedzialny za czyjąś śmierć. Wszystko, co miało miejsce później nie było już tak wyraźne. Nie tyle przywykł, co po prostu potrafił odciąć wszelkie myśli. Nawet tamten pościg wydawał się dla niego z jednej strony przerażający, a z drugiej prawie go nie pamiętał, jakby to nie on tam był, a bohater słabego filmu, o jakim zdążył zapomnieć po dniu od obejrzenia. Teraz czuł potrzebę by być dobry w strzelaniu, samoobronie, żeby mieć siłę, żeby tego lęku z dnia na dzień było coraz mniej. Marzył by zastąpiła go zuchwałość, przekonanie, że w razie niebezpieczeństwa będzie w stanie ochronić siebie oraz tych, na których mu zależy. Hongjoong był podobnego zdania. Zaczął znów stosować metodę, jaką znał z okresu, kiedy nieskutecznie starał się poradzić sobie ze stratą. Wówczas również odsuwał od siebie emocje, traktując siebie samego jako zupełnie kogoś innego i wmawiając sobie, że wszystko co czuje, to nie są jego emocje, a tej słabej istoty, która rośnie w nim. Koniec końców to, co się nawarstwiło w tamtym czasie musiało znaleźć ujście w najgorszej z możliwych decyzji. Długo uczył się odwagi by nie być obojętnym wobec samego siebie i pozwolić na to, co kiedyś było dla niego słabością. Dziś znów wpędzał się do króliczej nory, ale nie po to, żeby się schować przed samym sobą, a po to by się nie bać, by przedłożyć na pierwszy plan dobro swoje oraz ludzi tutaj. Każdy był tak samo zdezorientowany, czuł się równie wyobcowany i wystraszony, a on zobowiązał siebie do nie mazgajenia się, gdy inni potrzebują pomocy. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz