35.

121 18 0
                                    

- O niczym tak nie marzę, jak o tym, by wreszcie wrócić do domu.- wyszeptał Mingi, opierając głowę o szybę. Tulił do siebie kolana, wciąż czując się jak wrak człowieka, bez względu na to, ile razy Yunho powtarzał mu, że robił to, by go uratować. Może po prostu nie każdy był na tyle silny, aby znieść ten ciężar? Może Mingi wcale nie był stworzony po to, by brać udział w tym całym planie? Zastanawiał się, co by teraz się działo, gdyby został w tym obozie. Co jeśli tylko wmawiał sobie, że tam jest tak źle? Co jeśli plotki były istnym kłamstwem, a prawdziwym koszmarem było to, z czym obecnie mieli się zmagać?

- Nie ma już "domu".- burknął Joong, tak aby Song tego nie usłyszał. Sam również był w podłym nastroju. Nie był w stanie uwierzyć, że poradzili sobie w starciu z tymi ludźmi. Jednocześnie wcale nie był z tego dumny. Powinien wyjść stamtąd jako wygrany, lecz nie postrzegał się w ten sposób. Doskwierał mu mdlący ból głowy oraz pieczenie zadrapań, które nerwowo rozdrapywał. Seonghwa złapał go za dłoń, żeby go powstrzymać. Nie rozmawiali ze sobą od momentu wyjechania poza teren tamtej hali. Ta cisza była im potrzebna, żeby się odrobinę uspokoić, ale Joong miał wrażenie, iż przynosi ulgę wszystkim, tylko nie jemu. Zazdrościł Hwie, który już drugi taki incydent zniósł ze stoickim opanowaniem, podchodząc do tego zadaniowo. Miał chłodny umysł i racjonalnie oceniał minione wydarzenia. Hong wpatrywał się w niego, starając się wyczytać coś z jego ślepi. Czy naprawdę było mu to tak obojętne? Udawał, że widok krwi, martwych ciał, nie odbił się na nim w żaden sposób, czy rzeczywiście był gotowy na podobne okoliczności? Kim znał go doskonale, prawdopodobnie lepiej niż samego siebie, ale nigdy nie znaleźli się w obowiązku podejmowania tak ważnych oraz trudnych decyzji, więc ciężko było mu odgadnąć, co właściwie tli się teraz w głowie bruneta. W takich momentach jak te, pragnął zobaczyć wszystkie emocje na jego twarzy, usłyszeć jak krzyczy, jak wylewa się z niego ta cała gorycz, jak przeklina cały ten świat i każdego z nich z osobna. Ten jednak zawsze milczał. Znosił to godnie. A Hongjoong tak nie potrafił, przez co miał się za kogoś okropnie słabego, za kogoś, kto jedynie przybiera maskę, bo boi się, że zupełnie się przed Seonghwą rozpadnie. Sam również chciał to z siebie wyrzucić, ale póki Hwa dusił to w sobie, mu było po prostu wstyd wybuchnąć. 

- To po co to wszystko? Po co w ogóle było stamtąd odchodzić, skoro twoim zdaniem nic na nas nie czeka?- okazało się, że Mingi wcale nie przeoczył tego, co powiedział Joong. Kim nie potrafił mu tego wyjaśnić. Dla niego sytuacja była zgoła inna, ponieważ on na nic nie liczył i wcale nie poczułby się lepiej, gdyby wszystko się nagle naprawiło. Dawno już nie było sytuacji, która podobnie by go rozdzierała. Prawdą było, iż nie stracił wszystkiego na czym mu zależy, za to nie miał miejsca, do którego pragnął trafić. Stracił jakiekolwiek wyobrażenie przyszłości, bo skoro horyzont był mglisty oraz pusty, to dlaczego miał walczyć, żeby do niego dotrzeć. W pewnym sensie znosił to dla kogoś, a nie dla siebie. Jednocześnie zastanawiał się, jakie cele ma ten "ktoś". 

- Rozwodzicie się nad tym, jak by było w ogóle nad czym.- westchnął Yunho. Uważał, że powinni skupić się na czymś produktywnym. Dowiedzieć się, kim jest San, tamci ludzie, z którymi ma na pieńku i co oni mają wspólnego z tym całym zamieszaniem. To były kluczowe pytania. Tymczasem oni zajmowali się wątpliwościami, jakie nie miały dla nich już kompletnego znaczenia.- Jeśli zamierzacie przez całą drogę kontemplować, czy warto tu być, czy nie, gdzie was to zaprowadzi i ile jeszcze "biednych" istnień będziecie musieli unicestwić, to możecie stąd wysiąść. Wasze smęcenie z pewnością nie wniesie nic pożytecznego do naszego położenia. Wiecie, ile osób mogli zamordować tamci ludzie? Wyglądali wam na aniołki o gołębich sercach, którzy uścisnęliby wam dłoń, przeprosili i grzecznie wyszli? Jeśli tak bardzo żałujecie, to następnym razem połóżcie się na tej pierdolonej posadzce krzyżem i czekajcie, aż jeden z drugim nie nafaszeruje was prochem.

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz