68.

98 21 2
                                    

Ciężko  było porozumiewać się z kimś, z kim nie miało się wspólnego języka... i to dosłownie. Liu siedział z nimi na tylnych siedzeniach auta, skradzionego przez Sana, rozglądając się z przerażeniem. Nie odzywał się, z wyjątkiem chwil, gdy Choi o coś go wypytywał. Nikt jednak nie wiedział, o czym rozmawiają, a pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu niewiele wnosiły. To sprawiało, iż byli wyjątkowo nieufni względem nieznajomego, lecz nie mieli pojęcia, co z nim począć. Zostawienie go w przypadkowym miejscu byłoby wyjątkowo okrutne, gdyż bez wątpienia zostałby znaleziony w ciągu godziny, a następnie aresztowany, bądź zabity. Nie chcieli skazywać go na śmierć, ale też znali ryzyko. Podróżowali w ósemkę, co i tak było niebezpieczne, a każda kolejna osoba tylko zwiększała zagrożenie. Tylko blondyn miał inne zdanie. 

Pomimo początkowego nastawienia, zaczął dostrzegać pozytywy posiadania w towarzystwie kogoś tutejszego. Mógł doskonale znać te tereny oraz wiedzieć, jak opuścić granice. Zresztą dzięki niemu, łatwiej było zrozumieć pewne znaki i San mógł się dopytać o szczegóły sytuacji, jaka panowała w kraju. Mężczyzna miał dwadzieścia-cztery lata. Zanim doszło do tych wszystkich tragicznych zdarzeń był studentem medycyny, co jeszcze bardziej zaciekawiło jasnowłosego. Liu opowiadał trochę o swojej rodzinie, niemniej nie na tym koncentrował się Choi. Wypytywał go o różne rzeczy, jak rozmieszczenie obozów oraz szczegóły dotyczące ostatnich zjawisk. Ku jego niezadowoleniu, nie otrzymywał wyczerpujących odpowiedzi. Ten człowiek nie bardzo orientował się w tym co się dzieje. Być może dotknął go wstrząs mózgu lub przebyte traumy nie pozwalały mu na normalne rozumowanie, lecz San potrzebował tej wiedzy, by poczuć się chociaż odrobinę pewniej na obcej ziemi. Granica się zbliżała i był przekonany, że jej przekroczenie będzie istną, krwawą masakrą. Zastanawiał się, jakie szanse były na to, by udało im się przemknąć niepostrzeżenie. 

Nie, nie było takiej możliwości. 

- Wystawiamy się na rozstrzelanie, czy co takiego robimy?- bąknął Hong, ale San nie miał w tamtym momencie ochoty na nic nie wnoszące dyskusje. 

Ich celem było przedostanie się do Laosu,  ale już z oddali widząc stacjonujące pojazdy wojskowe, wiedzieli, że to jest misja wręcz awykonalna. Oczywiście, tylko w teorii, bo San był na tyle zdeterminowany, iż nie przyjmował do siebie wizji niepowodzenia. Rzecz jasna, nie wykluczał strat, wręcz wliczał je w rachunek, ale ani na moment nie przemknęła mu przez głowę myśl, że w tej chwili się poddadzą. Zresztą, nie mogli. Pozostanie tutaj było równie nieodpowiedzialne, a może nawet bardziej. Czuli się jakby czekali na wybuch stojąc tuż przy ładunku. 

- Zabijemy kogoś.- stwierdził po jakichś dobrych pięciu minutach wpatrywania się przed siebie. 

- Ah, no tak. Świetnie.- Seonghwa odchylił się na fotelu. Niczego nieświadomy Liu spoglądał na nich, nie wiedząc o czym mówią.- He said, that we will murder someone. Actually a lot of people, but he doesn't like sounding too dramatic. 

- Oh...-zająknął się dwudziestoczterolatek, widocznie zestresowany. 

- Już się tak nie zapędzaj. Bierzemy broń, plecaki i idziemy.- burknął. Oni wcale nie mieli ochoty nigdzie iść. Kto by chciał wyruszać na coś, co w ich oczach malowało się jako pewna śmierć?

- A więc, jaki jest plan?- spytał w końcu Jongho, nie chcąc być marionetką wciąganą w przedstawienie, o którym nic nie wiedział. Wprawdzie San skutecznie nimi manipulował, więc ich wola była ograniczona, ale łatwiej było się przygotować psychicznie, kiedy znało się przebieg oraz potencjalny rezultat.

- Musimy zyskać takie mundury jak oni, ich identyfikatory. Wy macie się nie odzywać, a jedynie ja oraz Liu, ponieważ znamy chiński.- okrężnie nakreślił Choi, a pozostali spojrzeli na niego, jakby był niewiarygodnie naiwny. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz