64.

122 20 3
                                    

Czekanie na dalsze zapewnienia, czy zadawanie pytań, było w tym wypadku zbędne. Hongjoong od razu wyrwał naprzód, nie czekając na pozostałych, a Seonghwa popędził za nim, wciąż przetwarzając w głowie słowa Mingiego. Siłą rzeczy, nogi się pod nimi uginały, a gula podchodziła pod gardło, utrudniając branie kolejnych wdechów. Nie odzywali się, czuli że nie są w stanie. Hong trzymał pistolet drżącą dłonią, gdy wchodzili do ładowni. 

Zatrzymali się tuż przed progiem, nawet go nie przekraczając, zamarłszy w bezruchu. Przed nimi znajdował się stos, równo ułożonych zwłok, zgromadzonych tuż przy skrzyniach z bronią, ubranych i wyglądających tak, jakby ktoś ułożył w sześciany ludzi pogrążonych w głębokim śnie. Jongho, który ich dogonił, musiał oprzeć się o ścianę, by nie upaść na ziemię. W życiu nie byli świadkiem czegoś podobnie okropnego. Patrzyli na to jedynie kilka sekund, gdyż dłużej się nie dało. Kim natychmiast się cofnął, mając wrażenie, że zarówno nogi, jak i całą resztę ciała miał z waty. Piszczało mu w uszach, słyszał masę myśli, krzyczących na niego, rozsadzających mu czaszkę, z którymi nie był w stanie się zmierzyć. Ręka Seonghwy opadała mu na ramię, ale pierwszy raz nie dlatego, że to Park chciał okazać mu wsparcie. Czuł się tak samo źle jak Joong, może nawet i gorzej. Skórę miał papierowo białą i spoglądał na twarz szarowłosego, byle tylko nie kierować wzroku na rezultaty tragedii, która musiała rozegrać się tu w ostatnich godzinach. Ale jak mogli tego nie słyszeć? Hongjoong specjalnie nie zmrużył oczu przez całą noc, byle tylko trzymać rękę na pulsie. Tymczasem nie zrobił nic, by temu zapobiec. Panowała cisza, przejmująca, przygnębiająca cisza, a dziś widzieli to. Dzieło potwora, gdyż inaczej nie dało się tego określić. 

Wolał nie komentować tego w żaden sposób. Nawet by nie potrafił. Chwycił nadgarstek Hwy oraz skinął głową do Jongho, aby odeszli stamtąd jak najdalej. Dla nich nic nie mogli już zrobić, ale to właśnie to było w tym wszystkim najgorsze. 

W jaki sposób powinni się teraz zachowywać? Co zrobić? Przeciwstawić się Sanowi? Uciekać po dotarciu do brzegu? Sami, na zupełnie obcej ziemi, nie wiedząc jak wrócić do domu? Jeśli ktokolwiek odkryje, do czego tutaj doszło, od razu zaczną ich szukać. Będą chcieli ich zabić, bez żadnych skrupułów, bez wysłuchiwania wyjaśnień. Nie skryją się tam, nie znajdą dla siebie miejsca, będą zagrożeni jeszcze bardziej niż w mieście, które doskonale znali. Nie mieli żadnych umiejętności przetrwania, wszystko było tylko wynikiem impulsów, szczypty szczęścia i pomocy człowieka, który dopuścił się czegoś takiego. Odczuwali przerażenie, nieporównywalne z niczym. Bali się go, ale bali się też zostać na pastwę losu po tym, jak się mu przeciwstawią. Był to punkt krytyczny, gdzie żadna decyzja nie była właściwa i nie było nikogo, kto by im pomógł, a sami czuli, że absolutnie nic nie mogą oraz nic nie znaczą. 

--------------------------------------

Yeosang pierwszy raz tak bał się o swojego przyjaciela. Na dobrą sprawę, nie miał żadnych podstaw. San nigdy nie zrobił nic, co mogło by świadczyć o chęci wyrządzenia któremuś z nich krzywdy. Niemniej, wiedząc do czego jest zdolny, Kang czuł się nieswojo, kiedy Woo był z nim sam na sam. Nigdy nie można ufać szaleńcowi, nawet jeśli za wszelką cenę, stara się wszystkich zmylić. Nikt nie był w stanie przekonać Sanga, że w pewnym momencie Choi nie zmieni zdania i nie postanowi obrócić całej swojej złości przeciwko nim. Wiedział o nich za dużo, toteż doskonale rozpoznawał ich odruchy, przewidywał zachowania, a Wooyoung należał do osób podatnych na manipulację. Nie chodziło przecież o wyrządzenie im fizycznych obrażeń, o to Yeo się nie bał. Gorszym byłoby wpłynięcie na psychikę, przed czym Kang chciał uodpornić zarówno siebie, jak i Junga. 

Ulżyło mu, gdy dostrzegł ich, wpatrzonych w fale rozbijające się o kadłub. San nawet się uśmiechał, czego się tak często u niego nie spotykało. Było to natomiast druzgocące, jeśli skonfrontowało się jego obecne zachowanie z dokonaną przez niego zbrodnią. Yeosang, mimo wciąż buzujących w nim emocji, musiał stłumić je w sobie na tyle, żeby blondyn nie zorientował się, dlaczego tak naprawdę przyszedł po Woo. Opanowanie się było niezwykle trudne, zwłaszcza gdy miało się ochotę wygarnąć temu człowiekowi wszystko po kolei, a najlepiej odpłacić mu się tym samym, czemu on był winny. Yeo być może nie miał mocnego temperamentu, jeśli chodziło o porywczość, czy pochopne decyzje, aczkolwiek w takich sytuacjach z trudem zachowywał spokój. Zdobył się jednak na to i zbliżył się do nich powoli, zmuszając się do uniesienia kącików ust i beztroski ton. 

Before the next one dies|  Ateez| SeongjoongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz