Rozdział 81(epilog)

821 39 66
                                    

8 lat później...

Siedzę na werandzie mojego domu. Domu który kupiłam zaraz po ślubie który był 8 lat temu. Dzisiaj mija dokładnie 8 lat. Nathaniel który ma już osiem lat bawi się w piaskownicy z 5 letnią Eve. Moją córką która dostała imię po mojej zmarłej mamie. Moja mama umarła tak jak mój ojciec Carol. W wypadku samochodowym. Zaraz obok Nathaniela i Eve jest 8 letnia Clara i 6 letni Christopher. Chris jest synem Tylera i Jaxona którego adoptowali. Wzięłam tych wszystkich maluchów do siebie aby spędzili ze sobą czas ponieważ są najlepszymi przyjaciółmi. Obok mnie siedzi Darcy która z dumą uśmiecha się na widok swojej córki z kubkiem zimnego soku jabłkowego w ręce. Chwilę później słyszę, że do mojego domu wchodzi parę ludzi którzy chwilę później wychodzą przez drzwi tarasowe. Oczywiście są to Jake, Lvi narzeczona Jake która jest w 7 miesiącu ciąży, Robin, Katrina żona Robina, Dan, Astrid dziewczyna Dana, Zack, Tyler i Jaxon. Jak zawsze są głośni a Robin i Dan przepychają się między sobą.

- Cześć wszystkim! - mówi głośno Tyler

Dzieciaki w tym samym momencie odwracają głowy, zrywają się i biegną w naszą stronę. Nathaniel wpada w objęcia Zacka, Chris w Tylera, Clara w Robina a Eve w Jake. Każdy z chłopaków podnosi dzieciaki i przytulają ich.

- Co tam maluchu? Stęskniłaś się? - mówi Jake do Eve

Moja córka energicznie kiwa głową.

- Bardzo! - mówi swoim słodkim głosem

Uśmiecham się szczerze na ten widok.

- Dobrze a teraz siadajcie a wy lećcie się bawić - mówię

Dzieciaki uwielbiają spędzać u nas czas ponieważ mam dość dużą działkę na której jest specjalny kącik dla dzieci. Są tam huśtawki, piaskownica, zjeżdżalnia i wiele, wiele innych. Zack, Tyler, Robin i Jake odkładają maluchy na ziemię a oni pędzą znów na plac zabaw. Każdy z moich gości siada na werandzie.

- Jak się czujesz? - pyta Tyler
- Jest okej - wzruszam ramionami - to było 8 lat temu..
- Co nie zmienia faktu, że to nadal w tobie siedzi - odpowiada bo doskonale mnie zna

Łzy napływają mi do oczy na wspomnienia tego co stało się 8 lat temu. Darcy przysuwa się do mnie i oplata mnie ręką.

- Dajcie jej spokój - odzywa się - widzicie, że jest szczęśliwa tak jak teraz żyje więc przestańcie o tym wspominać

Darcy ma rację jednak przez te osiem lat nie było dnia w którym nie zadręczałabym się myślami, że na moich oczach umarł człowiek.
Uśmiechnęłam się smutno.

- Pora na grilla - klaszczę w dłonie wstając z kanapy ogrodowej

Odchodzę do grilla na którym od jakiegoś czasu robi się różnorodne jedzenie. Po kolei pytam się kto co chce i nakładam im jedzenie. Gdy już każdemu podałam talerz krzyknęłam do Nathaniela, że jak któreś z dzieciaków jest głodne to ma im iść nałożyć. Gabriel jest już na tyle duży aby sam nakładać sobie jedzenie więc nie widzę problemu aby komuś innemu też nałożył. Mój syn tylko pokiwał głową i wrócił do zabawy. Usiadłam tam gdzie wcześniej siedziałam i zaczęliśmy jeść.
Po około dwóch godzinach nadal każdy siedział u mnie na werandzie i rozmawialiśmy. Dzieciaki nadal się razem bawiły.

- Dobra wybiła 18 więc pora pograć w planszówki - powiedział Dan patrząc na zegarek na ręce

Planszówki były naszą tradycją. Za każdym razem gdy spotykaliśmy się całą grupą graliśmy w nie. To był mój ulubiony czas spotkań.

- Ale, że tak planszówki beze mnie - usłyszałam dobrze mi znany głos

Odwróciłam się i zobaczyłam mojego męża w progu wejścia na werandę.

- No wreszcie! - powiedziałam wstając z kanapy - miałeś wrócić z firmy o 17 - powiedziałam podchodząc do niego
- Spotkanie się trochę wydłużyło - powiedział kładąc ręce na mojej talii a potem mnie pocałował

Gdy już się odsunął ode mnie spojrzał na Dana.

- A ty teraz się tłumacz dlaczego chciałeś grać w planszówki beze mnie - zaśmiał się
- Tata! - usłyszałam krzyk Nathaniela

Odsunęłam się bo doskonale wiedziałam co zaraz nastąpi. Cała czwórka dzieci biegło wprost na mojego męża. Każdy z nich gdy tylko dobiegło do Isaaca rzuciło się na niego aby go przytulić. Zdecydowanie był ich wszystkich ulubieńcem. Ulubiony rodzicem i wujkiem.  Zaśmiałam się tylko i usiadłam z powrotem na kanapę ogrodową. Gdy dzieciaki skończyły dusić i maltretować mojego męża znów pobiegły się bawić na plac zabaw. Isaac poszedł do środka po monopoly i gdy wrócił zaczęliśmy grać.

***

Leżałam przytulona do mojego męża w naszym łóżku. Nathaniel i Eve już dawno spali bo było grubo po 23.

- Emily? - szepnął Isaac
- hm? - mruknęłam bo już prawie spałam
- Ile razy dzisiaj o tym myślałaś?

Takiego pytania to się nie spodziewałam.

- Wcale, dobrze się dziś bawiłam
- Kłamiesz
- Kłamie
- To ile razy?
- Tak około.. - zawiesiłam się - codziennie i ciągle przez 8 lat?
- Dobrze wiesz, że to nie twoja wina.
- To ja go zabiłam i nie poniosłam żadnych konsekwencji
- Ponosisz je codziennie - spojrzał na mnie - poza tym nie wiemy dokładnie czy on nie żyje.
- Jak? - spytałam ignorując druga część zdania
- Właśnie tak - szepnął - zadręczasz się myślami mimo tego, że doskonale wiesz, że w tamtym momencie chroniłaś siebie i mnie

Westchnęłam. 

- Isaac masz rację ale to nie zmienia faktu, że zabiłam człowieka. Zabiłam Petera. Żywego człowieka.
- Był skurwysynem a nie człowiekiem i nie dajesz sobie wytłumaczyć, że on żyje

Znów westchnęłam a łzy zaczęły napływać mi do oczy.

- I przez moją głupotę prawie umarłeś. Straciłabym męża, Nathaniel ojca, Margaret syna, Zack najlepszego przyjaciela a Eve by się nie urodziła.
- Ale żyje i jestem tutaj - po tych słowach podciągnął się na łokciu a drugą ręka podniósł mój podbródek - i nigdzie się nie wybieram. Kocham cię - powiedział po czym mnie pocałował

Ten pocałunek był inny. Przypominał mi jeden z naszych pierwszych pocałunków. 

- Też cię kocham - powiedziałam między pocałunkami

Wtedy już wiedziałam, że przeżyjemy długie i szczęśliwe życie razem. Bez zbędnych kłótni i dramatów. Każdemu życzę takiej miłości jaką darzył mnie Isaac a ja Isaaca. Taka miłość nigdy się nie powtórzy. Jeśli raz macie taką miłość będziecie jej szukać w każdym innym. Ja i Isaac mieliśmy ogromne szczęście, że przeżyliśmy to wszystko. Było bardzo blisko abym straciła sens życia jakim jest Isaac. Ale teraz wiem, że nic nas nie rozłączy oprócz śmierci.
Bo przecież "nie opuszczę cię aż do śmierci".



I tak oto kończy się historia Isaaca i Emily. Nie miałam serca aby skończyć to śmiercią naszego ukochanego głównego bohatera. Po prostu nie mogłam i wiedziałam, że byście mnie zabili. Aż ciężko mi uwierzyć, że to koniec. Ale każdy koniec ma swój początek;) Za jakiś moment pojawi się rozdział zatytułowany "Podziękowania" i była bym wdzięczna abyście to przeczytali bo tam szerzej się rozpisze. I będzie mała podpowiedz co do nowego opowiadania;)
Miłego dnia/wieczoru<33

Never Tell Him Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz