Perspektywa Hailie
Minął już jakiś czas odkąd Shane zadzwonił do Vince'a, aby go powiadomić o tych fotelach i o Dylanie. Zastanawiałam się jaka w ogóle będzie jego reakcja na to wszystko. Dzisiaj już dużo się stało. Zdecydowanie za dużo rzeczy, które mogłyby go zdenerwować. Najpierw ta peruka, potem bójka Dylana z Tonym i teraz te fotele i ta kłótnia Dylana z pielęgniarką. Z tego co się dowiedziałam, to Dylan zbił jakiś wazon i przez to była ta cała jego awantura. No i jeszcze dostał zakaz wstępu do szpitala.
W sali siedzieliśmy tutaj w czwórkę - ja, Shane, Maya i Monty. Co jakiś czas słyszeliśmy krzyczącego Dylana i przez to Shane musiał do niego krzyczeć przez okno, aby się w końcu zamknął, bo będą kolejne problemy. A potem przestał krzyczeć i jak nam powiedział Shane, to Vincent go postanowił uciszyć, ponieważ nareszcie tutaj się zjawił.
- Ej, jak myślicie, Vince faktycznie coś z tym zakazem zrobi? - spytałam się po kilkunastu minutach ciszy.
- Teraz on to mu prędzej powie, żeby wypierdalał do rezydencji i się więcej nie kompromitował, niż mu pomoże. - stwierdził Shane, wzruszając przy okazji ramionami.
Święta Trójca często przeklinała w moim towarzystwie, więc już zdążyłam się przyzwyczaić. No i oczywiście przeklinają przy mnie, gdy w pobliżu nie ma ani Vince'a ani Willa, bo przy nich niezbyt dobrze mogłoby się to skończyć.
- Shane ma poniekąd rację, Hailie. Dylan dzisiaj naprawdę zdenerwował Vincenta i na pewno nie ujdzie mu to na sucho. - przytaknął mu Monty.
- No i jeszcze te fotele obrotowe za siedemnaście tysięcy... - zaczął Shane, lekko kręcąc głową. - Już wtedy był wkurwiony, gdy mu o tym mówiłem.
- No ale przecież to jest jego brat! Nasz brat. A dla niego przecież rodzina jest najważniejsza, tak? - powiedziałam.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że Vincent okazałby się aż tak obojętny na to wszystko i nawet nie postarałby się o to, aby pomóc Dylanowi. Przecież to byłoby takie absurdalne, że człowiek, który ciągle gada, że rodzina jest taka ważna, sam by się wymigał od pomocy własnemu bratu!
- No niby ta, ale wiesz. On już od tygodnia jest jak jakiś wulkan. Po prostu nie wiesz czy wybuchnie czy nie...
- Co to w ogóle jest za porównanie Shane? - burknęłam do niego, przy okazji mu przerywając.
- A do czego mam go niby porównać? Do pierdolonego kwiatu lotosu na tafli wody? - spytał się głupio Shane.
- Hailie, Shane raczej miał na myśli to, że dla Vincenta ten cały tydzień był naprawdę stresujący, a to, co robi ostatnio Dylan, wcale mu nie pomaga. - wyjaśnił mi Monty.
- No, ale no...
Zabrakło mi w sumie słów, więc przerwałam tą swoją krótką wypowiedź.
- A ja tam uważam, że Vincent jest na tyle rozsądny, że to przemyśli i koniec końców podejmie właściwą decyzję. - odparła Maya.
- Chociaż ty tak myślisz. - powiedziałam, nieco pocieszona słowami ciotki.
- Ta, abyś się potem nie... - zaczął Shane, ale nie dokończył, bo coś mu przerwało.
A raczej nie coś, a ktoś.
Do sali wszedł właśnie Dylan. To był Dylan! I to we własnej osobie!
Shane'owi i Monty'emu odebrało mowę i wpatrywali się na niego jak na jakiś obrazek.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...