Rozdział 2 - Takie łatwe i proste

2.5K 66 51
                                    

    Poszedłem do swojego gabinetu i zgodnie z moim wcześniejszym planem zacząłem pracować.

    Godziny mijały jedna po drugiej, mail za mailem i praktycznie co chwilę odbierałem kolejne telefony, co zmusiło mnie do tego, aby to urządzenie było w zasięgu mojej ręki.

    Powoli to już zaczyna się robić męczące.

    Naprawdę.

    Już nawet nie mam czasu, aby zliczyć, ile kubków kawy dzisiaj wypiłem. Dosłownie co jakąś godzinę chodziłem do kuchni tylko po to, aby zrobić sobie kolejną kawę. A to był dopiero początek.

    Ogólnie udało mi się też w końcu zjeść to śniadanie, tak żeby Will, któremu przecież wmówiłem, że je wcześniej jadłem, nie widział tego. O Dylana i Shane'a nawet nie musiałem się martwić w tym momencie, ponieważ ten pierwszy już pojechał na uczelnię, a temu drugiemu przecież nic nie mówiłem. Na śniadanie nie zjadłem nic specjalnego, ponieważ nie mam po prostu na to czasu.

    Po raz kolejny wróciłem do swojego gabinetu, tym razem z kawą, którą dopiero co położyłem na blat mojego biurka, a telefon znowu zadzwonił.

    Westchnąłem.

    Nawet czasu na wypicie tej głupiej kawy nie mam i już pomińmy fakt, że i tak jej już dzisiaj dużo wypiłem.

    Chyba nawet za dużo.

    Zauważyłem, że dzwoniła Hailie. Odebrałem telefon prawie natychmiast. W słuchawce zamiast dobrze znanego mi głosu mojej siostry, usłyszałem inny głos, co mnie zaniepokoiło. To był głos jakiejś kobiety, która po chwili do mnie przemówiła:

     - Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do pana Vincenta Moneta?

     - Tak, czy coś się stało? - odpowiedziałem.

     - Em... Właściwie to tak.

    Zacząłem powoli się niecierpliwić. Nie do tego, że jakaś kobieta dzwoni spod numeru mojej siostry, to na dodatek nie przechodzi do rzeczy, tylko jeszcze niepotrzebnie przedłuża.

     - A więc?

     - Jest pan opiekunem prawnym Hailie Monet, prawda?

     - Tak. O co chodzi?

     - Potrzebujemy pańskiej zgody.

     - Na co? - to już powiedziałem będąc naprawdę poirytowany tą całą rozmową.

    Jeśli ta kobieta właśnie testowała moją cierpliwość i chciała, abym ją niedługo stracił, to jej się to na razie świetnie udawało.

    Chociaż przy wypowiadaniu tych ostatnich słów jeszcze nie wiedziałem, że odpowiedź na nie dosłownie wbiła by mnie w fotel, jakbym na nim teraz siedział.

     - Na operację. Dziewczyna ucierpiała w wypadku samochodowym i jest to pilne. Iż pana zgoda jest najważniejsza, a my nie mamy zbyt dużo czasu, to póki co wystarczy potwierdzenie przez telefon, a resztę formalności związanych z tym załatwimy w szpitalu. Zgadza się pan?

    W tym momencie zabrakło mi słów.

    Tak. Mi.

    Właśnie mi zabrakło słów i jedyne, co potrafiłem wydusić z siebie to było tylko te kilka słów:

     - Tak... Który to jest szpital?

     - Jest to szpital przy ulicy X.

     - Dziękuję bardzo za informację... - i właśnie tutaj się rozłączyłem.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz