- Zapisałem waszą dwójkę do psychologa. Wizytę macie jutro o piętnastej. - oznajmił nam Will, który przed chwilą wszedł do kuchni.
Właśnie dzięki tym kilku słowom już kompletnie zdałem sobie sprawę, że on mówił śmiertelnie poważnie o tej terapii. Oczywiście oprócz mnie ma też tam chodzić Dylan, który za nic nie mógł wytłumaczyć Willowi, że to wcale nie tak, jak on myśli.
Nieco później dowiedzieliśmy się o tym, jak będzie wyglądał ten harmonogram wizyt u tego psychologa, który specjalnie przygotował dla nas Will. Otóż będzie wyglądać to tak, że w poniedziałki będę chodzić tam ja, w piątki Dylan, a natomiast w środy będziemy jeździć tam we dwójkę w ramach, jak on to stwierdził, "terapii rodzinnej". Od zawsze uważałem, że na terapię rodzinną chodzi cała rodzina lub chociażby jej większość, a nie tylko jedna trzecia rodziny. Ja sam bym tego raczej tak nie nazwał, ale w porządku, niech mu będzie.
Powiedział nam to wszystko dopiero w niedzielę wieczorem, więc oczywiste było to, że następnego dnia musiałem tam pojechać. Nie było nawet takiej opcji, abym tam nie pojechał, a o uciekaniu już nie wspominając, ponieważ Will sam mnie zawiózł. Wtedy nie było mowy o tym, żebym w ogóle mógł prowadzić samochód, a to tylko ze względu na tę cholerną rękę. Ogólnie mówiąc, to przez mój idiotyczny pomysł teraz muszę prosić kogokolwiek o to, aby móc gdziekolwiek pojechać. Przynajmniej przez jakiś czas.
Jeśli miałbym być szczery, to ta pierwsza wizyta minęła nawet znośnie. Może to tylko dlatego, że przez tę całą godzinę to głównie ta kobieta starała się jakkolwiek ze mną rozmawiać, a ja przez większość czasu milczałem. Odezwałem się może z kilka razy, ale to nie były jakieś zbyt długie wypowiedzi. No i pod koniec tej wizyty zostałem poinformowany o tym, że najwidoczniej jestem zamknięty w sobie, czyli nic nowego, a także o tym, że ta psycholog podejrzewa u mnie depresję, więc najlepiej by było, jakbym jeszcze udał się do psychiatry. Tak czy siak nie mam zamiaru tam iść, a przynajmniej nie z mojej własnej woli.
Jednakże najciekawsze, według mnie, były te wizyty, które odbywałem wraz z Dylanem. Tam działo się zdecydowanie więcej rzeczy niż gdy byłem tam sam na sam z tą psycholog. Przykładowo na samym początku przez przypadek ucierpiał jakiś kwiatek w doniczce. Oczywiście była to sprawka Dylana, bo jakby miało by być inaczej. No i mój brat był bardziej skory do rozmowy aniżeli ja. I pomimo, że te rozmowy dzięki Dylanowi kręciły się w tematach związanych nie z tym, o czym powinno się rozmawiać w gabinecie psychologa, to przynajmniej nie musiałem narzekać na nudę. Dlaczego? Ponieważ słuchanie tych naprawdę nieśmiesznych i kretyńskich żartów Dylana i reakcji tej kobiety na poszczególne z nich dostarczały mi jakimś cudem rozrywki, przez co te środowe wizyty nie były takie monotonne jak te poniedziałkowe.
***
Niecałe dwa tygodnie od tej pierwszej wizyty u psychologa przyjechał do nas Monty z dość ciekawymi dla nas wieściami. Początkowo myślałem, że może doczekaliśmy się drugiego kuzyna, ale to nie było to. Otóż powiedział nam to, że w końcu nadszedł ten czas, kiedy będziemy mogli poznać naszą starszą siostrę. Dość dziwnie to brzmi, prawda?
Mówiąc szczerze, to nawet już zdążyłem zapomnieć o tym fakcie, że mamy kolejną siostrę. Mówię poważnie.
Ponadto poinformował nas o tym, że ona nie ma pojęcia o tym, że ojciec nadal żyje, więc na razie mamy jej nic nie mówić. Pochwalałem ten pomysł, ponieważ sam nie uważałem, żeby to się skończyło zbyt dobrze.
Największa dyskusja rozchodziła się jednak o to, gdzie się spotkamy i kiedy. Oczywiście też nie obyło się bez protestów Dylana, którego to wszystko nie obchodziło zbyt bardzo, ponieważ i tak nie chciał tam iść. Po dość długiej rozmowie jakoś udało mi się go namówić do tego, aby przynajmniej raz się z nią spotkał.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
Fiksi PenggemarZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...