Od tamtego dość dziwnego zdarzenia minęły trzy dni. Przez ten czas udało mi się pokłócić z praktycznie każdą osobą, która obecnie zamieszkuje rezydencję, i to naprawdę o jakieś byle gówno. Przykładowo z Dylanem oraz Shane'em poszło mi właśnie o to, że tamtego wieczoru zniknąłem bez słowa na kilka godzin. Natomiast z Montym i Mayą też się o coś pokłóciłem, lecz sam już nie wiem, o co takiego.
W skrócie mówiąc, to ja już nie muszę unikać wszystkich, jak ognia. To wszyscy teraz unikają mnie.
Mówiąc szczerze, to nie obchodziło mnie to już, pomimo tego, że raczej powinno. Albo ja po prostu udaję, że wcale mnie to nie obchodzi, a prawda jest zupełnie inna?
Cóż, jakkolwiek by to nie było, to prawdą na pewno jest to, że z każdym dniem stawałem się coraz bardziej oschły dla wszystkich osób, bez względu na to, jakie relacje nas łączą. Chyba faktycznie naprawdę zacząłem udawać, że mam już w to wszystko wyjebane i że niby nic mnie nie rusza. A przede wszystkim znów przestałem okazywać uczucia przed innymi i zacząłem zamykać się w sobie. Nawet podczas tych wszystkich kłótni nie okazywałem jakiejkolwiek złości, a tylko zwykłą obojętność.
Czuję, że skądś już to znam.
Wracając do tematu, to przez całe, w chuj długie dnie musiałem nosić tę cholerną, obojętną maskę, żeby nikogo niepotrzebnie nie martwić moim aktualnym samopoczuciem. Dopiero dość późnymi wieczorami mogłem pozwolić sobie przez chwilę na to, żeby wyładować emocje, które przez cały ten czas się we mnie gromadziły. Najczęściej robiłem to poprzez naprawdę bezgłośny płacz, aby nikt, oprócz mnie, nie musiał o tym wiedzieć.
No i tak też było tego cholernego wieczoru.
***
Była to godzina dwudziesta druga trzydzieści siedem, gdy ja już byłem w swoim pokoju. Było to nawet wcześnie, biorąc pod uwagę to, że zazwyczaj w gabinecie przesiadywałem do minimum północy, a czasami też i nieco dłużej. I nie zgadniecie, co właśnie teraz robiłem. Oczywiście, że płakałem, bo co niby innego miałbym robić w tym zjebanym życiu? No, po prostu stałem, jak słup soli, patrząc się na okno, które było naprzeciwko mnie, i to przez długi czas. W ciągu ostatnich dni to chyba było moje ulubione zajęcie.
Pamiętam, że jak w końcu się uspokoiłem, to wziąłem do ręki scyzoryk, który chuj już wie skąd wytrzasnąłem. Chyba niezbyt ciężko jest się domyślić, co właśnie miałem zamiar wtedy zrobić, jednakże zanim zdążyłem sobie cokolwiek zrobić, to usłyszałem pukanie w drzwi. Szybko rzuciłem go gdzieś za łóżko, co raczej było dość dobrym ruchem, gdyż po zaledwie kilku sekundach te drzwi się otworzyły i do środka weszła Hailie.
Czyli jest pora na to, aby po raz kolejny użyć mojej gry aktorskiej.
- Hej. - przywitała się po chwili.
Lordzie, jak mi się nie chce z nią rozmawiać, a to zapewne jest dopiero początek tej rozmowy.
- Witaj, Hailie. Czy mogę ci w czymś pomóc?
- Em, chyba nie.
To po chuj mi przeszkadzasz?
- W takim razie po co tutaj przyszłaś?
- No, tak po prostu chciałam przyjść do ciebie na jakąś chwilkę.
- Tylko tyle?
Odwróciła ode mnie wzrok na pewien czas, po czym westchnęła i powiedziała:
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
أدب الهواةZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...