Rozdział 45 - Kretyński pomysł

720 43 39
                                    

    Nieco ponad pół godziny później stałem pod rezydencją, która należy do mojego wspólnika. Przez całą drogę zastanawiałem się tylko nad tym, o co w ogóle chodzi, ale do niczego sensownego nie doszedłem. Przez jakiś czas musiałem oczywiście poczekać na to, aby brama się otworzyła. Gdy już byłem pod samym budynkiem, to w wejściu zastałem Adriena, który z pewnością nie był zbyt zadowolony. Wręcz przeciwnie, wyglądał na naprawdę zdenerwowanego.

    Nie przejmując się jego najwidoczniej złym humorem, wyszedłem z mojego samochodu, po czym do niego podszedłem.

     - Zapraszam. - powiedział z lekkim poirytowaniem w głosie, po czym wskazał dłonią w stronę ogrodu.

    Już bez słowa ruszyłem za nim. Po chwili byliśmy już z tyłu jego domu, gdzie się zatrzymaliśmy. Zacząłem się uważnie przyglądać temu miejscu, jednakże moja uwaga skupiła się na dość wielkim napisie na ścianie, który brzmiał "Jebać kurwę Santana".

     - Co o tym sądzisz? - zapytał, a ja nadal nie miałem bladego pojęcia, po co on w ogóle kazał mi tutaj przyjść.

     - Nie wiem, jeśli miałbym być szczery.

     - Szkoda. Myślałem, że może ty mi to wytłumaczysz.

     - Kto to zrobił?

     - A zgadnij.

    Próbowałem się nad tym zastanowić, lecz nic mi nie przyszło do głowy. Naprawdę nie miałem pojęcia, kto mógł to zrobić, a tym bardziej nie wiedziałem, co ja mam z tym w ogóle wspólnego.

     - Mhm, czyli faktycznie nic nie wiesz... - szepnął i odwrócił się. - Przyprowadź go tutaj.

    Jego ochroniarz jedynie skinął na to głową, po czym gdzieś poszedł. Ja natomiast spoglądałem i na Adriena i jeszcze na tę ścianę. Po jakichś dwóch minutach mężczyzna wrócił, ale tym razem z kimś. Kimś, kogo doskonale znałem. Otóż to był mój brat, który rzekomo został porwany kilka godzin temu. Ale że on naprawdę coś takiego zrobił?

     - Godzinę temu podczas spaceru zastałem twojego brata, gdy robił tenże napis, który ci przed chwilą pokazałem, Vincencie. Nawet sam się do tego przyznał. Z resztą oba zdarzenia mam zapisane na kamerach, jeśli chciałbyś się upewnić.

    Dosłownie myślałem, że w tamtym momencie zapadnę się pod ziemię. Niby ja osobiście nie miałem nic z tym wspólnego, ale to nadal było takie upokarzające.

     - Nie będzie to konieczne.

     - Widzisz, lecz naprawienie tych szkód będzie.

     - Pokryję wszelkie koszty związane z tym.

     - Cieszy mnie to. Z mojej strony byłoby to już na tyle, ale to tylko z tego powodu, że darzę cię dużą sympatią i nie chciałbym cię niepotrzebnie tym denerwować. Może ty chciałbyś coś powiedzieć?

     - Nie.

     - Rozumiem. Na przyszłość pilnuj swojego rodzeństwa, ponieważ następnym razem nie odpuszczę wam tak łatwo.

     - Oczywiście.

     - W takim razie jedźcie już do domu. Miłego wieczoru.

     - Mhm, miłego wieczoru... - powiedziałem, po czym zacząłem iść w stronę swojego samochodu i gdy już byłem obok Shane'a, to dodałem. - Idziemy.

    Najwidoczniej nie chciał mi się już sprzeciwiać, ponieważ posłusznie ruszył za mną. Nie odzywając się do siebie, wsiedliśmy do samochodu i w końcu wyjechaliśmy stąd. Ledwo zdążyłem przejechać dwa kilometry, gdy postanowiłem się odezwać.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz