Nieco ponad pół godziny później stałem pod rezydencją, która należy do mojego wspólnika. Przez całą drogę zastanawiałem się tylko nad tym, o co w ogóle chodzi, ale do niczego sensownego nie doszedłem. Przez jakiś czas musiałem oczywiście poczekać na to, aby brama się otworzyła. Gdy już byłem pod samym budynkiem, to w wejściu zastałem Adriena, który z pewnością nie był zbyt zadowolony. Wręcz przeciwnie, wyglądał na naprawdę zdenerwowanego.
Nie przejmując się jego najwidoczniej złym humorem, wyszedłem z mojego samochodu, po czym do niego podszedłem.
- Zapraszam. - powiedział z lekkim poirytowaniem w głosie, po czym wskazał dłonią w stronę ogrodu.
Już bez słowa ruszyłem za nim. Po chwili byliśmy już z tyłu jego domu, gdzie się zatrzymaliśmy. Zacząłem się uważnie przyglądać temu miejscu, jednakże moja uwaga skupiła się na dość wielkim napisie na ścianie, który brzmiał "Jebać kurwę Santana".
- Co o tym sądzisz? - zapytał, a ja nadal nie miałem bladego pojęcia, po co on w ogóle kazał mi tutaj przyjść.
- Nie wiem, jeśli miałbym być szczery.
- Szkoda. Myślałem, że może ty mi to wytłumaczysz.
- Kto to zrobił?
- A zgadnij.
Próbowałem się nad tym zastanowić, lecz nic mi nie przyszło do głowy. Naprawdę nie miałem pojęcia, kto mógł to zrobić, a tym bardziej nie wiedziałem, co ja mam z tym w ogóle wspólnego.
- Mhm, czyli faktycznie nic nie wiesz... - szepnął i odwrócił się. - Przyprowadź go tutaj.
Jego ochroniarz jedynie skinął na to głową, po czym gdzieś poszedł. Ja natomiast spoglądałem i na Adriena i jeszcze na tę ścianę. Po jakichś dwóch minutach mężczyzna wrócił, ale tym razem z kimś. Kimś, kogo doskonale znałem. Otóż to był mój brat, który rzekomo został porwany kilka godzin temu. Ale że on naprawdę coś takiego zrobił?
- Godzinę temu podczas spaceru zastałem twojego brata, gdy robił tenże napis, który ci przed chwilą pokazałem, Vincencie. Nawet sam się do tego przyznał. Z resztą oba zdarzenia mam zapisane na kamerach, jeśli chciałbyś się upewnić.
Dosłownie myślałem, że w tamtym momencie zapadnę się pod ziemię. Niby ja osobiście nie miałem nic z tym wspólnego, ale to nadal było takie upokarzające.
- Nie będzie to konieczne.
- Widzisz, lecz naprawienie tych szkód będzie.
- Pokryję wszelkie koszty związane z tym.
- Cieszy mnie to. Z mojej strony byłoby to już na tyle, ale to tylko z tego powodu, że darzę cię dużą sympatią i nie chciałbym cię niepotrzebnie tym denerwować. Może ty chciałbyś coś powiedzieć?
- Nie.
- Rozumiem. Na przyszłość pilnuj swojego rodzeństwa, ponieważ następnym razem nie odpuszczę wam tak łatwo.
- Oczywiście.
- W takim razie jedźcie już do domu. Miłego wieczoru.
- Mhm, miłego wieczoru... - powiedziałem, po czym zacząłem iść w stronę swojego samochodu i gdy już byłem obok Shane'a, to dodałem. - Idziemy.
Najwidoczniej nie chciał mi się już sprzeciwiać, ponieważ posłusznie ruszył za mną. Nie odzywając się do siebie, wsiedliśmy do samochodu i w końcu wyjechaliśmy stąd. Ledwo zdążyłem przejechać dwa kilometry, gdy postanowiłem się odezwać.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
Hayran KurguZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...