Jedyne, co pamiętam z tego całego pobytu w tym szpitalu, to ciągła paplanina Willa, którego z każdym dniem miałem coraz bardziej dość. Już nie policzę, ile razy miałem ochotę go wyprosić z tej sali, lecz z niewiadomych mi przyczyn nie zrobiłem tego ani razu. A szkoda, ponieważ przez to jego pierdolenie zacząłem żałować, że mi się nie udało.
Mówię poważnie. Poziom mojej irytacji na niego nie mieści się już w żadnej istniejącej skali. I przysięgam, że jeśli nastąpi kolejny raz, to użyję skuteczniejszego sposobu niż dotychczas, jednakże na razie jeszcze poczekam. Póki co chcę zobaczyć, czy cokolwiek się zmieni dzięki temu jego świetnemu pomysłowi.
Tak poza tym to raczej mogłem marudzić na kompletny brak towarzystwa, ale mi to tam nie przeszkadzało, ponieważ mogłem trochę odpocząć od nich. Bliźniacy byli może tutaj z jakieś dwa razy, lecz się temu nie dziwię, bo z tego, co mi się wydaje, to w następnym tygodniu czekają ich egzaminy końcowe, więc powinni się teraz uczyć. Z Dylanem z resztą było całkiem podobnie, więc codziennie bywał tutaj wspomniany już przeze mnie Will, a także Hailie. Will, jak to Will, wolałbym, żeby już wcale tutaj do mnie nie przyjeżdżał, ale z Hailie naprawdę dobrze spędzało mi się czas. W przeciwieństwie do naszego brata, to ona nie wypominała mi tak bardzo tej sytuacji i jakkolwiek starała się mnie pocieszyć. Tak cholernie cieszę się, że przynajmniej jeszcze ją mam i będąc szczerym, to tylko dla niej się postaram, aby nie doszło do trzeciej próby.
Jednakże dzisiaj nadszedł ten chwalebny dzień, w którym w końcu będę mógł wyjść z tego cholernego szpitala. Pomimo, że przez cały ten czas byłem posłuszny i nie stawiałem absolutnie żadnych oporów, to i tak wychodzę po równym tygodniu. Czyli tak, dobrze się domyślacie, Will po prostu mnie oszukał.
Wy nawet nie macie pojęcia, jak się na niego wkurwiłem, gdy on ot tak zwyczajnie mi to oznajmił. Oczywiście, że nie powiedział mi tego wprost tylko coś zamiast tego pierdolił, jak zawsze. Byłem wtedy na granicy wytrzymałości i ledwo powstrzymywałem się od tego, aby mu powiedzieć, co ja właściwie o nim w tamtym momencie myślałem. Ja już nie wiem, czy on to zrobił mi na złość, czy co, bo ja na pewno nie uwierzę w to, że zrobił mnie w chuja "dla mojego dobra".
Tego dnia nie miałem jednak zamiaru przejmować się Will'em, bo już naprawdę miałem go dość. Aż śmiem twierdzić, że pomiędzy nami nigdy tak źle nie było, jak w ostatnim czasie. A z resztą to nie on ma mnie stąd odebrać. Niby początkowo miał taki zamiar, lecz postanowiłem poprosić o to Hailie, na co oboje się zgodzili. Nadal miałem lekkie wątpliwości co do tego, czy to jest dobry pomysł, ale trudno. Co najwyżej wylądujemy na drzewie.
Dopiero jakiś czas po godzinie dwunastej otrzymałem wypis. Mimo tego i tak musiałem poczekać na moją siostrę, która miała być tu lada chwila. Wciąż przebywałem na szpitalnej sali, aby tutaj na nią poczekać. Z nudów spojrzałem się w okno. Dzisiaj, jak na początek czerwca, był dość pochmurny dzień. Pogoda zdecydowanie nie dopisywała, bo wyglądało, jakby zaraz miało padać, a na dodatek widziałem, jak wiał wiatr. Z takimi widokami za oknem aż ciężko uwierzyć w to, że już niedługo będzie początek astronomicznego lata.
Minęło może z jakieś pół godziny, a drzwi od sali się otworzyły. Do środka dosłownie wbiegła zapłakana Hailie, która po chwili wtuliła się we mnie, lekko uderzając mnie w tę rękę zapewnie przez przypadek. Nie miałem pojęcia, co się mogło stać, że jest w takim stanie.
Próbowałem się dowiedzieć od niej czegokolwiek, ale przez dłuższy czas nie było to praktycznie możliwe. Jakąś chwilę chwilę później zaczęła coś mamrotać o Dylanie, o szpitalu i o czymś tam jeszcze. Ciężko było zrozumieć, o co jej w ogóle chodzi, jednakże samo słowo "szpital" zestawione z imieniem jednego z naszych braci nie mogło wróżyć nic dobrego.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...