Kolejne dwa tygodnie minęły prawie bezproblemowo, co mnie akurat cieszy. Spędziliśmy je głównie w tym szpitalu. Hailie nie była zbyt pocieszona tym, że musiała spędzić tutaj dodatkowy tydzień, lecz to akurat nie był mój wybór. Właściwie to głównie tylko dlatego, że gdy wychodziła z łazienki, to przez przypadek się wywróciła o coś i uderzyła się dość mocno w głowę o drzwi. Ostatecznie się z tym pogodziła i wraz z Will'em dostali wypis dwa dni przed jej urodzinami. Tak czy siak nie była tutaj sama i raczej nie mogła narzekać na nudę.
Maya i Monty, zgodnie z obietnicą, którą jej złożyli, przyjechali następnego dnia po tej całej sytuacji z tymi fotelami oraz Dylanem i faktycznie zrobili Hailie niespodziankę. Przywieźli tutaj masę stokrotek oraz jakiegoś ogromnego pluszowego misia - tak na umilenie tego pobytu. Potem jeszcze przyjeżdżali do niej przez kilka dni i w końcu musieli wrócić spowrotem do Francji, ponieważ musieli coś załatwić.
Shane wraz z Dylanem też nie próżnowali. Kilka dni później postanowili przynieść do tej sali jeden z tych przypadkowych foteli obrotowych, które zamówił Shane, oraz jakieś jedzenie. Pielęgniarka, jak i sam lekarz, najpierw nie chciała ich z tym wpuścić i mało brakowało, aby Dylan znowu zaczął się awanturować, lecz jakimś cudem do tego nie doszło i udało im się wnieść ten fotel do środka. Hailie była dość zdziwiona tym, że w ogóle to przynieśli tutaj. Koniec końców ta trójka uznała, że to wcale nie jest takie brzydkie, na jakie wcześniej wyglądało.
Tony też nas tutaj odwiedzał, jednakże już nie tak często jak wcześniej, ponieważ postanowił wrócić do szkoły i nareszcie wziąć się za naukę. I tutaj muszę go akurat pochwalić - robi coraz to lepsze postępy w nauce. Jakby porównać jego oceny sprzed paru miesięcy do tych z teraz, to zdecydowanie widać progres. Jestem z niego dumny.
Will przez ten czas powoli dochodził do siebie po tym wypadku. Nawet pomimo tego humor nadal jednak go nie opuszczał. Raz mi się zwierzył, że on wiedział o tej kanapie i tylko czekał na ten moment, gdy się zorientuję o istnieniu tego mebla w moim pokoju.
No tragedia, po prostu tragedia...
Natomiast ja, oprócz pracowania oczywiście, starałem się spędzać z nimi każdą wolną chwilę. Tego czasu było znacznie mniej niż wcześniej, ale to tylko dlatego, że przez te wszystkie dni naprawdę zaniedbałem swoje obowiązki. Lecz jakoś udało mi się to wszystko w miarę szybko ogarnąć. No i muszę przyznać, że nie spędziłem ani jednej nocy na pracowaniu, w co niedowierzam, ale poniekąd też się cieszę. Nareszcie mogłem odpocząć.
Dzisiaj są siedemnaste urodziny Hailie. Szybko jakoś to minęło, mówiąc szczerze. Gdzieś około ósmej rano poszedłem do kuchni, aby napić się kawy. Jest sobota, więc cała reszta mojego rodzeństwa, prawdopodobnie oprócz Willa, który zapewnie odbywa swój poranny trening, nadal śpi. Po chwili sobie uświadomiłem, że Will jednak raczej nie jest na treningu, bo przecież lekarz kazał mu się oszczędzać przez najbliższe trzy tygodnie. Najwidoczniej musiałem zapomnieć.
Usiadłem z kawą przy stole i zacząłem ją powoli popijać, zastanawiając się nad tym, co jeszcze takiego ważnego mogło by mi wylecieć z głowy. Koniec końców nic mi się takiego nie przypomniało, więc nie zagłębiałem się dalej w to. Teraz jedynie mam nadzieję, że już o niczym ważnym nie zapomnę. Minęło może z dziesięć minut, a do kuchni wszedł dość zdezorientowany Dylan i tuż za nim bliźniacy, którzy byli niezbyt zadowoleni z tak wczesnej pobudki w weekend.
- Gdzie jest Will? - spytał się Dylan i po chwili dodał. - I gdzie jest tort? No właśnie, gdzie jest tort?!
- Tort jest w lodówce, a jeśli chodzi o Willa, to nie mam pojęcia. - odpowiedziałem i z lekkim rozbawieniem przyglądałem się temu, jak Dylan w mgnieniu oka rzucił się w stronę lodówki.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...