Rozdział 65 - Rzekoma śmierć

666 34 37
                                    

    Kilka dni później nareszcie nadszedł ten moment, w którym w końcu będę mógł przynajmniej w połowie powiedzieć mojemu rodzeństwu prawdę. Zgodnie z naszym planem dzień przed tym dniem miałem powiedzieć im o czymś, a iż ten dzień już nadszedł, to trzeba tylko znaleźć odpowiednią chwilę

    Tą odpowiednią chwilą okazała się być kolacja. Akurat wtedy wszyscy byli przy stole, więc łatwiej było mi to zakomunikować. Ponadto nie była aż tak późno, ponieważ o osiemnastej, więc jeszcze będą mieli jakiś czas na to, aby się przygotować.

     - Muszę wam o czymś powiedzieć. - odezwałem się już pod sam koniec tego posiłku.

     - No o czym? - spytał Tony.

     - Gadaj szybciej, okej? - pospieszył mnie jego bliźniak.

     - Jutro po południu wyjeżdżamy na... Taką jakby wycieczkę.

    Gdy to powiedziałem, to wszyscy się na mnie spojrzeli z niedowierzaniem.

     - CO? - huknął tradycyjnie Dylan.

     - Na ile? - spytał Shane.

     - Na tyle, ile będziecie chcieli.

     - Ale gdzie? - zapytała Hailie.

     - To już jest niespodzianka.

     - Ta, ty i te twoje niespodzianki, Vince... - prychnął Tony. - To się dobrze skończyć nie może.

     - Przecież jest początek maja, rok szkolny i akademicki nadal trwa, a ty zabierasz nas na jakąś wycieczkę. - zaczął Will. - Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz?

     - Pomyślałem wcześniej o tym i wszystko jest już załatwione. Dylan, bliźniacy i Hailie chwilowo przejdą na nauczanie zdalne. Dlatego więc proszę was, abyście po kolacji się spakowali, aby wszystko poszło zgodnie z planem.

     - Ale czekaj, jak my się mamy, kurwa, spakować, skoro nawet nie wiemy, gdzie ty chcesz nas do chuja zabrać?! - odezwał się Dylan.

     - No właśnie? - przytaknęła mu Hailie.

     - Jedynie mogę wam powiedzieć, że jedziemy do miejsca, w którym pogoda w tym czasie bywa nawet ciepła i słoneczna, ale bywają też dni chłodniejsze.

     - Aha, a o której niby mamy wstać? - zapytał Shane.

     - Wylatujemy o piętnastej, więc obojętne jest mi to. To i tak nie zmienia faktu, że spakować macie się dzisiaj, aby jutro nie było żadnego zamieszania związanego z tym.

     - No dobra, niech ci będzie. - westchnął Tony.

     - Macie jeszcze jakieś pytania?

     - Nie, bo i tak na nie nie odpowiesz. - rzekł Dylan.

     - Masz rację, więc to by było na tyle w takim razie.

    Gdy skończyłem to mówić, to wstałem i udałem się do swojego pokoju, żeby na spokojnie się spakować. Najwidoczniej pojęcie "spokój" w moim życiu nie istnieje, ponieważ nie minęło nawet pięć minut, a do mojego pokoju tak po prostu wszedł sobie Will.

     - O co w ogóle chodzi z tym wyjazdem, co? - powiedział od razu.

     - Nie mogę wam powiedzieć.

     - Coś się dzieje, że tak z dnia na dzień gdzieś wyjeżdżamy?

     - Nic się nie dzieje i nic nie zagraża naszemu bezpieczeństwu, spokojnie. Ponadto ten wyjazd był już wcześniej przeze mnie zaplanowany i to akurat na dzień jutrzejszy, więc nie jest to nic nieprzemyślanego.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz