Przez kolejne trzy dni nadal rozmyślałem nad tą groźbą czy też nad tym podobno przypadkowym spotkaniem z tymże człowiekiem. Te dwie rzeczy nie dawały mi spokoju na ani chwilę. Tak bardzo, że wytrzymanie dłuższego czasu bez leków uspakajających nie było dla mnie możliwe. Mimo wszystko i tak starałem się ich unikać jak ognia, abym przypadkiem nie zażył ich trochę za dużo. Nie licząc tego, to nic się nie działo przez ten czas. I całe szczęście.
Dzisiaj byłem na spotkaniu Organizacji. Musieliśmy omówić pewne sprawy, spowodowane odejściem na tamten świat dwóch członków. Oficjalnie doszliśmy do takiego porozumienia, że Rodrica zastąpi jego brat, a Charlesa Maya. Oczywiście, że znalazły się osoby, którym się to nie spodobało, ale innego wyjścia nie było. Charles był jedynakiem, Maya również, więc tak to musiało się skończyć, przynajmniej na najbliższy czas. Tak poza tym, to nie było zbyt interesująco.
- Nawet mi nie mów, że zawsze jest tak nudno. - odezwała się w pewnej chwili Maya.
Akurat tak się składało, że oboje wracaliśmy do rezydencji po tymże spotkaniu.
- A ty mi nie mów, że nie wiedziałaś z czym to wszystko się wiąże.
- Wiedziałam. To dopiero drugi dzień, a ja już mam dość ogarniania tego wszystkiego.
- Dla chcącego nic trudnego.
- Łatwo jest ci tak mówić, bo ty w tym wszystkim siedzisz już siedem lat.
- Lecz wcześniej też zdawałem sobie sprawę z tego, jak to wszystko wygląda.
Westchnęła i zamilkła na chwilę.
- Ja to cię podziwiam, Vince.
- Za co?
- Na przykład za to, że nie do tego, że potrafisz ogarnąć sprawy związane z Organizacją, to jeszcze zajmujesz się całą resztą. No ja bym nie wytrzymała z takimi bliźniakami czy też z Dylanem na głowie.
- Przyzwyczaisz się jeszcze. Ponadto, to jeśli będziesz potrzebowała pomocy związanej z tym, to zawsze możesz ją ode mnie otrzymać.
- Dzięki, może kiedyś skorzystam z tej propozycji... Czekaj, chyba telefon ci dzwoni.
- Mogłabyś sprawdzić kto?
- Jasne, chwila... - wzięła telefon do ręki. - ... To Tony.
- W takim razie odbierz i przełącz na tryb głośnomówiący.
- Mhm...
- Halo, Vince?! - krzyknął najmłodszy z moich braci.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Eee... No wiesz... Bo... Bo...
- Uspokój się i powiedz, co się stało.
- Po... Po prostu przyjedź, okej...?
- Nie, Tony. Najpierw wytłumacz mi, po co do mnie zadzwoniłeś.
- Przecież nic się nie stanie, jak nam o tym powiesz teraz. - dodała Maya.
Po chwili usłyszeliśmy jakieś szmery w słuchawce i przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Wymieniliśmy między sobą szybkie spojrzenie.
- Kurwa, Vince, nadal tam jesteś? - spytał tym razem Dylan.
- Oczywiście. Słucham, co się tam znowu stało?
- Wiesz... - zatrzymał się na chwilę. - Bo chyba porwali Shane'a.
- Co? - szepnęła Maya.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...