Na strzelnicy przebywaliśmy do godziny piątej nad ranem. Spędziliśmy tak o godzinę dłużej, niż początkowo planowałem, ale nie żałuję. Pomimo tego, że raczej nie należy to do najbezpieczniejszych rzeczy, które moglibyśmy w tamtym czasie robić, to bawiliśmy się nawet dobrze.
Urządziliśmy sobie małe zawody na to, kto więcej razy trafi, które wygrała Hailie. A wygrała tylko dlatego, że dawałem jej tę przewagę. Naprawdę miło patrzyło mi się na to, jak się z tego powodu cieszy, mimo, iż pewnie i tak zdawała sobie sprawę, że celowo jej dałem to wygrać.
W sumie to myślałem, że pobyt tam już kompletnie mnie zmęczy, ale tym razem stało się zupełnie na odwrót i dało mi to znacznie więcej energii, niż miałem wcześniej. Teraz już nawet nie odczuwałem tego zmęczenia, które towarzyszyło mi kilka godzin temu.
Pojebane.
Właśnie po tej piątej postanowiliśmy stamtąd wyjść i rozejść się do swoich pokoi. Pierwsze, co zrobiłem, to wzięcie prysznica. Zimne strumienie wody, spływające po moim ciele, pobudziły mnie jeszcze bardziej, choć wiedziałem, że sen raczej by mi się przydał. Przecież nie spałem już od ponad dwudziestu czterech godzin.
Mimo, że nawet nie musiałem tego robić, bo żadnej okazji do tego dzisiaj nie było, to i tak zdecydowałem się założyć czarną koszulę, a do tego garniturowe, również ciemne, spodnie. Włosy zaczesałem do tyłu, tak jak zazwyczaj, błagając tylko o to, żeby Hailie mi ich nie rozjebała w celu zrobienia mi fryzury, która niby "pasowałaby do mnie".
Nie no, ja to zawsze muszę się odwalić. Wszyscy pewnie założą najnormalniejsze dresy, a ja znowu będę tam, jak ten, kurwa, poważny pan z kijem w dupie.
Z niewiadomych mi przyczyn, postanowiłem też założyć rękawiczki, które miały na celu zakrycie tych blizn, znajdujących się na moich obu przedramieniach. Nie cierpiałem na nie patrzeć i szczerze wątpię, że kiedykolwiek zaakceptuję fakt, którym jest ich istnienie, choć przecież to ja sam je sobie zrobiłem. Mogłem wtedy pomyśleć o tym, że po tych wszystkich ranach zostaną mi te cholerne blizny i to jeszcze na całe życie.
Dobra, nie ma co już nad tym rozmyślać. Nawet jeśli będę wyzywał się od największych idiotów tego świata, to to i tak nie sprawi, że one tak po prostu sobie znikną. Teraz zdecydowanie mam lepsze rzeczy, nad którymi warto by było się zastanowić, niż to.
Po kilkunastu, możliwe, że dość długich minutach, wyszedłem z mojego pokoju i poszedłem do kuchni. Cóż, myślę, że, mimo wszystko, to bez tej kawy się jednak dzisiaj nie obędzie.
Zastałem tam już Hailie, która właśnie spożywała śniadanie, którymi były tosty. Właściwie to nawet kończyła je jeść. Najwidoczniej jej ogarnięcie się zajęło nieco mniej czasu, niż mi.
Zrobiłem sobie czarnej kawy w moim ulubionym kubku, oczywiście, po czym usiadłem przy stole, prawie naprzeciwko Hailie. Od czasu do czasu popijałem ten napój, lecz głównie skupiłem się na przeglądaniu jakichś wiadomości na moim telefonie i odpisywaniu na nie.
Jak bardzo beznadziejne jest to, że ludzie piszą do mnie z jakimiś głupotami. No naprawdę, aż czasami ręce opadają, gdy muszę to wszystko czytać.
- Ty nic nie jesz? - zapytała Hailie, która właśnie stała przy lodówce i wyciągała z niej jakiś napój w puszce.
Nawet nie zauważyłem, kiedy ona zdążyła odejść od tego stołu.
- Nie, ponieważ nie jestem głodny.
Okej, muszę przyznać, że to było kolejne kłamstwo. Tak naprawdę byłem już nieco głodny, ale czułem, że teraz nic nie przejdzie mi przez gardło. Nie mam pojęcia, dlaczego.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...