Na całe szczęście z gmachu tej galerii handlowej wyszliśmy już bezpiecznie. Na zewnątrz było już ciemno. Przed samym wyjściem nie zauważyliśmy tylko samej policji, której było tutaj od groma, czy wielu ludzi, a również resztę naszego rodzeństwa. Will rozmawiał z jednym z funkcjonariuszy tejże policji, Dylan najwidoczniej krzyczał i na tych policjantów i na bliźniaków i jeszcze na dodatek na mojego ochroniarza, który stał przy nich wszystkich. Natomiast bliźniacy tylko się temu wszystkiemu przyglądali, wymieniając pomiędzy sobą spojrzenia co jakiś czas.
- WILL!!! - krzyknęła Hailie na widok swojego ulubionego brata, po czym pobiegła w jego stronę.
Ja natomiast poszedłem za nią dość powolnym krokiem. Byłem naprawdę wykończony. Wykończony tym bólem, który ciągle mi promieniuje. Ale muszę przyznać, że przynajmniej Dylan nareszcie przestał się drzeć na wszystkich wokół siebie na nasz widok. Te jego krzyki w ogóle mi teraz nie pomagają.
- Malutka! Nic ci nie jest? - spytał Will, gdy Hailie już znalazła się w jego ramionach.
- No mi akurat nic się nie stało, ale... - zaczęła Hailie, ale nie zdążyła dokończyć.
- No nareszcie! Ile na was można czekać?! Gdzie wy w ogóle byliście?! Nie mogliśmy was nigdzie znaleźć! Martwiliśmy się o was, no kurwa! - przerwał jej Dylan, który podszedł bliżej nich.
- Weź się przytkaj, idioto, i daj jej w spokoju dokończyć. - syknął na niego Tony, który też już zdążył tutaj przyjść wraz z swoim bliźniakiem u swego boku.
- Ale co? Możesz dokończyć? - spytał się znowu Will.
- No wiecie... Bo Vince jest ranny...
Oczy mojego rodzeństwa natychmiast zwróciły się ku mnie.
- SŁUCHAM?! - wrzasnął Dylan.
- To, co usłyszałeś, przygłupie. - powiedział Tony.
- JAK TO, KURWA, "RANNY"?! NO JA PIERDOLE, VINCENT, KURWA!!! O TYM SIĘ MÓWI, A NIE, KURWA, CZEKA CHUJ WIE NA CO!!!
Ja nawet nie mam siły jakkolwiek zareagować na te jego krzyki. Czuję się źle. Może ja faktycznie się powoli wykrwawiam? O zgrozo...
Will szepnął najpierw coś do Dylana, a potem do Shane'a, oddając mu przy okazji Hailie i coś jeszcze, nie wiem co dokładnie, ale było to coś małego, po czym podbiegł w moją stronę.
- Gdzie cię trafili? - spytał się.
- W lewe ramię... - odparłem. - ... Ale to tylko draśnięcie. Nic mi nie będzie...
- Ty chyba sobie żartujesz! Vincent, ty jesteś blady jak ściana!
- Will, naprawdę nic się nie...
- Nie mam zamiaru tego słuchać. - przerwał mi, po czym złapał mnie lekko za to zdrowe ramię. - I tym bardziej nie mam zamiaru patrzeć na to, jak tutaj cierpisz. Jedziemy do szpitala i to...
- Nigdzie nie jadę. - tym razem to ja mu przerwałem.
Przecież czuję się świetnie, a wręcz doskonale.
- I tak cię tam zawiozę. Nie obchodzi mnie to, czy zrobię to zgodnie z twoją wolą czy nie.
- Will, przestań... - wymamrotałem, próbując stawiać jakikolwiek opór, co szło mi bardzo miernie.
- Nie ma mowy. Jedziemy do szpitala. - powiedział stanowczo, po czym zaczął mnie gdzieś prowadzić.
Już nawet nie sprzeciwiałem się temu. I tak w tym stanie zbyt wiele nie zdziałam. Po jakiejś chwili znaleźliśmy się przy moim samochodzie.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanficZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...