Otworzyłem oczy i dostrzegłem, że przebywam w jakimś jasnym i dość ponurym pomieszczeniu. Rozejrzałem się wokół i zdałem sobie sprawę, że to jest szpitalna sala.
Aha, czyli mi się nie udało.
Jak zawsze, nieudaczniku. Jakim trzeba być kretynem, aby nie umieć się zajebać raz a porządnie?
No cóż, więc najwidoczniej tylko zafundowałem sobie niepotrzebny pobyt w szpitalu przez jakiś czas oraz kolejny opierdol od rodzeństwa za tę całą sytuację.
Świetnie.
Czułem się naprawdę źle i chyba dopiero po jakiejś chwili dostrzegłem to, że całą lewą rękę mam owiniętą jakimś bandażem, która przy każdym poruszeniu bolała w cholerę. To, że ta rana była szyta, było oczywiste. Muszę przyznać, że nieźle się załatwiłem. Tylko szkoda, że żadnego z tego pożytku nie ma, a będą tylko same szkody.
- Hej. - odezwał się ktoś. - Fajnie, że się już obudziłeś.
Była to Hailie, która siedziała na fotelu nieopodal tego łóżka. Wcześniej nawet jej nie zauważyłem. Nie no, ale jestem niemalże pewien tego, że ona teraz już kompletnie ma mnie za jakiegoś wariata.
- Em, a jak się czujesz? - zapytała po pewnym czasie.
- Mogłoby być lepiej... - westchnąłem. - Ile czasu spałem?
- Nie wiem, ale to było tylko kilka godzin.
- Mhm...
- Możesz ruszać tą ręką?
Podniosłem rękę, aby to sprawdzić, przy okazji zadając sobie więcej bólu, jakby on mi był jeszcze potrzebny. Gdy się okazało, że raczej mogę nią ruszać, to tylko pokiwałem głową.
- To dobrze... Z tego, co wiem, to założyli ci kilkanaście szwów na tę ranę i teraz musisz oszczędzać rękę przez jakiś czas. No i musisz jeszcze dużo odpoczywać, bo straciłeś całkiem sporo krwi.
- Rozumiem... Wiesz może kiedy będę mógł stąd wyjść?
- Nie wiem, ale Will i ten lekarz wspominali coś o tygodniu.
Nie no, ja przez ten czas tutaj chyba oszaleję. Nawet nie ma opcji, abym tutaj tyle wytrwał.
- A jak ty się czujesz?
- Ja? Eee, no... Chyba dobrze.
- Jak się domyślam, to inni też już o tym wiedzą?
- Tak, ale nimi się nie przejmuj, bo oni nie są na ciebie źli, czy coś. My naprawdę chcemy tylko ci pomóc.
Ta, już to widzę, jak oni ani razu się na mnie za to ani razu nie wydrą. Chociaż jakbym miał być szczery, to bardziej obawiam się rozmowy z Will'em, jeśli do takowej w ogóle dojdzie, niż na przykład z takim Dylanem.
- Gdzie oni są?
- Dylan i bliźniacy pojechali coś zjeść, a Will za jakiś czas tu będzie.
No zajebiście po prostu.
Iż niezbyt bardzo chciało mi się z kimkolwiek teraz rozmawiać, to postanowiłem zamilknąć. W pewnym momencie nagle tak zachciało mi się płakać, no tak zwyczajnie. Jednakże póki co się od tego powstrzymałem, ponieważ musiałem zrobić jeszcze jedną rzecz.
- Wiesz, Hailie... - zacząłem po dłuższym czasie - Przepraszam cię za to, że musiałaś być świadkiem tego całego incydentu. Nie powinnaś na to wszystko wtedy patrzeć.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...