Rozdział 20 - Inny wymiar bólu

1K 40 27
                                    

    Od tamtego momentu minęło nieco ponad dwa tygodnie. Minęły one praktycznie bezproblemowo, co jest jakimś cudem po prostu. Aż mi się nie chce w to wierzyć, żaden z moich braci, w szczególności Dylan, nie zrobił ani jednej awantury o nic. O taką Hailie się nie martwiłem w tej kwestii, ponieważ ona przez większość czasu bywa w ogóle bezproblemowa.

    Przy okazji zrobiłem badania, aby sprawdzić, czy to moje omdlenie podczas wizyty na cmentarzu nie jest spowodowane czymś poważniejszym. A tak głównie to zrobiłem to tylko dla swojego świętego spokoju, ponieważ Will przez pierwsze dwa dni tak na mnie napierał, że ciężko było z nim wytrzymać. Tak czy siak nic z tych badań nie wyszło poważnego w tym kierunku, z czego mogę się poniekąd cieszyć.

    Dwa dni przed Bożym Narodzeniem już byliśmy w drodze do Tajlandii, na którą się już ostatecznie zdecydowaliśmy. Niby mieliśmy jechać trzy dni temu, jednakże gdy Will sobie przypomniał o tym, że przecież trzy dni przed świętami mam mieć ściągane szwy z tego istnie śmiesznego draśnięcia, to byliśmy zmuszeni do tego, aby przesunąć nasz wylot na dzisiaj. No i faktycznie wczoraj byłem na tym ściągnięciu szwów i mam jedynie nadzieję, że moje rodzeństwo przestanie się ze mną cackać jak z jakimś jebanym jajkiem. To bywa naprawdę irytujące.

    Byliśmy już chyba piątą godzinę na pokładzie naszego samolotu. Cóż, miałem niezbyt wiele czas na nudę, ponieważ pracowałem. Nic zaskakującego z resztą. Dylan wraz z Tonym grali w jakąś głupią grę, a Shane im się przyglądał i coś tam jeszcze jadł. Czyli w sumie to jak zawsze. Will i Hailie czytali jakieś książki, ale przynajmniej tyle przy tym nie hałasowali, jak tamta trójka, co mnie akurat cieszyło.

     - Ej, dziewczynko, a co to jest? - spytał się Shane, wskazując na coś i przy okazji przerywając tę ciszę, która trwała od jakiegoś czasu.

     - To jest pudełko, inbecylu. Jesteś jakiś ujemny czy co? - stwierdził Dylan, tylko przelotnie spoglądając na tą rzecz, ponieważ najwidoczniej był zajęty tą grą.

     - Wy oboje jesteście jacyś, kurwa, ujemni! To jest książka! - parsknął Tony, po tym, gdy uważniej się przyjrzał się temu przedmiotowi.

     - Słownictwo. - powiedziałem, patrząc na Tony'ego, po czym znowu spojrzałem się na laptopa.

     - Ta, jasne, rozumiem.

     - Wy wszyscy nie macie w tym racji. - odparła Hailie.

     - To co to niby jest innego jak nie książka? - spytał Tony.

     - Wasz album rodzinny. - powiedziała, po czym wzruszyła ramionami.

     - Co? To my w ogóle mamy takie coś? - spytał tym razem Shane.

     - Oczywiście, że mamy. - odezwał się Will.

     - Muszę przyznać, że już go zdążyłam przejrzeć.

     - Więc po co go ze sobą wzięłaś? - zapytał Dylan.

     - Tak jakoś pomyślałam, że fajnie by było, jakbyście też sobie go w święta przejrzeli, czy coś.

     - Nie brzmi tak źle ten twój pomysł. - stwierdził Shane.

     - To może posłuchasz mojego pomysłu na Sylwestra? - spytał po raz kolejny Dylan.

     - No dawaj. Zamieniam się w słuch.

     - A więc mój plan jest taki, że w Sylwestra wpuszczę petardę do pokoju Tony'ego. - rzekł Dylan.

     - Niby to jest takie popierdolone, ale też w chuj zajebiste. - stwierdził po chwili Shane.

     - Weź spierdalaj. - syknął Tony.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz