Rano zostałem obudzony przez to, że Will lekko szturchał mnie w ramię. Rozpoznałem, że to on tylko dlatego, że coś tam jeszcze szeptał. Mimo tego, że się przebudziłem, to udawałem, że nadal śpię, ponieważ po ludzku chciało mi się spać. Will najwidoczniej nie miał zamiaru odpuścić, bo po chwili zaczął mną potrząsać. Ta jego upartość coraz bardziej zaczęła mi się nie podobać.
- Czego ty chcesz? - burknąłem, przy okazji obracając się na plecy. - Pali się czy co? Jeśli nie, to daj mi spać...
- Ile tego brałeś?
Na początku nie miałem pojęcia, o co mu w ogóle chodzi, ale gdy w końcu otworzyłem oczy, to dostrzegłem, że wskazuje na tabletki nasenne, które położyłem na szafce nocnej.
- Wziąłem tylko jedną, przysięgam.
- Okej.
- Dlaczego w ogóle się o to pytasz? Gdybym wziął więcej, to byś mnie nie obudził, przecież to jest oczywiste.
- Bałem się, że przedawkowałeś. - odpowiedział po dłuższej chwili.
Nie wierzyłem w to, co właśnie usłyszałem. To jest jakieś niedorzeczne.
- Co? Will, litości... Nie jestem na tyle głupi, naprawdę.
- Wiem... Przepraszam, że cię niepotrzebnie obudziłem.
- Trudno, stało się. Zapewnie postąpiłbym podobnie. Która godzina?
- Zaraz będzie dziesiąta.
- O Lordzie... Faktycznie muszę już wstać.
Tak jak powiedziałem, tak i zrobiłem. Miałem zamiar pójść do łazienki, jednakże Will po chwili mnie zatrzymał.
- Vince..?
- Tak?
- Czy możesz mi pokazać twoje ręce?
- Jasne. - powiedziałem dość niechętnie.
Pomimo, że nie miałem nic przed nim do ukrycia, ponieważ nawet nic sobie nie zrobiłem od czasu tamtej wpadki, to jednakże nie widziałem większego sensu w tym, aby on musiał to oglądać. Chcąc nie chcąc, podwinąłem rękawy. Przyglądał się tym rękom przez pewną chwilę, po czym podszedł i mnie przytulił.
- Jestem z ciebie dumny, naprawdę. - szepnął, lekko gładząc mnie po karku.
Staliśmy tak jeszcze przez parę minut, dopóki nie powiedziałem mu, że już wystarczy tych czułości na dzisiaj. Potem wziąłem prysznic, przebrałem się, po czym udałem się do mojego gabinetu, aby w końcu wziąć się za pracę. Muszę przyznać, że dzisiaj wyjątkowo długo spałem. No może nie aż tak długo, bo tylko siedem godzin.
Pracowałem w spokoju tak do godziny trzynastej, gdy nagle zauważyłem, że ktoś do mnie dzwoni. Była to Hailie, która powiedziała mi, abym po nią przyjechał do szkoły i na tym skończyła się ta rozmowa. Pomyślałem sobie, że pewnie znowu coś przeskrobała i wołała zrobić to sama, aniżeli miałby to zrobić jakiś nauczyciel lub dyrektor, co i tak jej by bardzo nie pomogło. Nie przypominałem sobie, żebym z nią to ustalał, jednakże i tak tam pojechałem.
Po jakichś czterdziestu minutach byłem już na parkingu przed szkołą. Czekała już tutaj na mnie moja siostra i gdy się zatrzymałem, to pospiesznie wsiadła do środka. Miała nadzwyczajnie dobry humor.
- Coś się stało?
- Nic się nie stało, spokojnie. - zapewniała mnie.
- Czy aby na pewno?
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...