Rozdział 124 - Dlaczego życie musi być takie ciężkie?

530 30 166
                                    

Pora zacząć ten cyrk (definitywnie po raz przedostatni)



    Minęły dopiero dwie godziny od tego, jak we trójkę jesteśmy na pokładzie, a ja już mam ochotę wyskoczyć z tego samolotu, ale tak bez spadochronu. Mówię zupełnie poważnie.

    Przed nami jeszcze jest co najmniej siedem godzin podróży, a ja już jestem cholernie zmęczony. Tak bardzo chciałbym pójść, chociaż na chwilę, spać. Niby nie ma zbyt wielu przeszkód, aby to po prostu zrobić, jednakże nie mam pewności, że gdy stracę czujność na nawet tę jedną chwilę, to tych dwoje się tu nie pozabija nawzajem.

    No okej, może się do siebie nie odzywają od dłuższego czasu, to prawda, ale jak czasami oni nawiązują ze sobą jakiś kontakt wzrokowy, to już się obawiam, że zaraz jedno rzuci się na drugiego i to bez żadnego zawahania.

    I nie oszukujmy się. Gdyby oni się zaczęli tu szarpać, to niczym dziwnym by było, że tę "walkę" wygrałby Dylan bez większego wysiłku. A ja absolutnie nie mam siły, ani chęci, aby ich rozdzielać, jakby doszło do czegoś takiego.

    Po pewnym czasie, patrzenie się w laptop, zaczęło mi się wydawać nudne i na dodatek jeszcze bezsensowne. Właściwie, to dzisiaj, tak wyjątkowo, nie miałem nic do zrobienia. Z jednej strony to dobrze, bo mogę odpocząć, ale jednak wolałbym czymś zająć sobie głowę, żeby nie musieć myśleć nad tym, co się dziś działo.

    Odłożyłem urządzenie gdzieś na bok i zacząłem się rozglądać wokół. Oprócz obserwowania mojego rodzeństwa, to nie miałem nic ciekawego do roboty, więc po prostu przyglądałem się im.

    Hailie, chyba już tradycyjnie, czytała jedną ze swoich książek. Mogłoby się wydawać, że była skupiona na tej czynności, gdyby nie to, że od czasu do czasu zerkała na Dylana, który w tym momencie stał.

    On natomiast rozmawiał z kimś przez telefon, bardzo ściszonym głosem, jak na niego. Aż w szoku byłem, że on potrafi tak cicho mówić. Tak poza tym, to nie wiem, z kim, ani o czym, rozmawiał.

    Najwidoczniej już właśnie kończył tę rozmowę, gdyż po chwili odsunął urządzenie od swojego ucha, które następnie schował do kieszeni. Spowrotem usiadł na swoim miejscu i myślałem, że to może by było na tyle, lecz jednak się na to nie zapowiadało.

     - Ej, a co ty się na mnie tak gapisz, co?

    Pomyślałbym może, że kierował to pytanie do mnie, jakby nie to, że właśnie patrzył się na Hailie. Ona po chwili też się na niego spojrzała, ale tym razem na dłuższy czas.

     - Nie patrzę się na ciebie. - odburknęła mu, wywracając przy tym oczami.

     - Ta, a ja jestem, kurwa, wróżka... Po prostu przyznaj się, że podsłuchiwałaś mnie.

    Znowu się zaczyna ten cyrk.

     - Wcale cię nie podsłuchiwałam!

     - Tak?! A ja myślę, że jest zupełnie inaczej!

    I w taki oto sposób po raz kolejny zaczęli się kłócić o jakieś byle gówno.

    Ciągle na siebie krzyczeli, jakby od tego miałoby zależeć ich życie. Zapewne nasi piloci, oraz reszta obsługi, zastanawia się, co my do cholery jasnej tutaj teraz wyprawiamy, że oni są tak głośno. Jedynie wystarczy mieć nadzieję, że żaden z pilotów nie padnie przez te ich ciągłe wrzaski.

    Tak szczerze, to ja nie mam pojęcia, o co dokładnie się spierali, ani nawet, co do siebie mówili. Za bardzo bolała mnie wtedy głowa.

    No świetnie. Jak nie ich darcie mordy, to teraz ta cholerna głowa.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz