Obudziłem się gdzieś po godzinie szóstej. Tak bardzo nie chciało mi się dzisiaj wstawać, ponieważ i tak nie będę miał dzisiaj nic do zrobienia. Znając te moje dość beznadziejne życie, to od jutra nawet czasu na głupią kawę nie będę miał, więc muszę wykorzystać tę niedzielę na coś pożytecznego.
Z wielką niechęcią wstałem po jakichś trzydziestu minutach, aby się ogarnąć do porządku, bo raczej dalszy sen nie wchodzi w grę. Do kuchni zszedłem jakiś czas przed godziną ósmą, gdzie zastałem moją siostrę. Muszę przyznać, że nigdy nie widziałem jej tutaj o tej porze w weekend.
- Cześć, Vince. - odezwała się, gdy właśnie nalewałem sobie kawy.
- Dzień dobry, Hailie. Dlaczego dzisiaj wstałaś tak wcześnie?
Wzruszyła ramionami, a ja już zdążyłem usiąść przy stole.
- Przebudziłam się jakiś czas temu i nie chciało mi się już dalej spać, więc zeszłam tutaj.
- Mhm... Czy ktoś jeszcze nie śpi?
- No oprócz nas, to Will. Właśnie poszedł biegać. A cała reszta chyba śpi.
- Jadłaś już śniadanie?
- Tak, akurat skończyłam chwilę przed tym, jak tu przyszedłeś.
Zacząłem powoli pić tę kawę i zamilkliśmy na pewien moment. Hailie przyglądała mi się przez cały ten czas i w pewnej chwili zawiesiła swój wzrok na jednym miejscu.
- Co ci się stało w rękę? I po co jest ci ten bandaż? - zapytała, nadal wpatrując się w akurat tę część mojego ciała.
No cholera jasna. Przecież nikt nie miał się o tym dowiedzieć. A już tym bardziej nie ona.
- Skaleczyłem się tylko podczas treningu. - skłamałem. - To nic takiego, nie musisz się tym martwić, drogie dziecko.
Musiałem coś wymyślić na poczekaniu. No przecież nie mogę jej powiedzieć prawdy. Nikomu nie mogę.
- Okej, wierzę ci.
Bałem się, że ona w to nie uwierzy, a jednak. Całe szczęście, że nie drążyła dalej tego tematu. Chyba byłbym skończony, gdyby oni się jakkolwiek dowiedzieli o tym, że się samookaleczam. Wtedy moja wolność skończyłaby się dość szybko. Bo jak znam moje rodzeństwo, to wtedy ani na sekundę nie zostawili by mnie samego i już na pewno nie mógłbym liczyć na choć chwilę jakiejkolwiek samotności.
Całą resztę tego niedzielnego czasu spędziliśmy na oglądaniu jakichś filmów. Po pewnym czasie do mnie i do Hailie dołączyła cała reszta. Ogólnie mówiąc, to ten cały dzień był dość nudny. Mówię prawdę. Przez większość czasu nic się nie działo, a jak już się działo, to tylko jakieś małe sprzeczki między chłopakami i nic więcej. Dopiero najlepiej zaczęło się dziać późnym wieczorem, gdy rozeszliśmy się do swoich pokojów, ponieważ już było późno. I gdy po jakichś czterdziestu minutach leżałem już w łóżku, to w moim pokoju zawitał Will. Niezbyt bardzo się go tutaj spodziewałem.
- Hej, możemy porozmawiać? - spytał od razu, gdy tutaj wszedł i po chwili podszedł do mnie.
Gdy usłyszałem te dwa słowa, to nie pocieszyło mnie to, jednakże postanowiłem nie panikować.
- Witaj, Williamie. O co chodzi?
- Słuchaj... - westchnął. - Jest sprawa.
- Jaka?
- Czy mógłbyś pokazać mi swoje ręce?
Zamarłem, gdy usłyszałem to pytanie. Cholera jasna, przecież ja wczoraj pociąłem jedną z nich, a dzisiaj on mnie o takie rzeczy prosi. I co ja mam mu niby powiedzieć? Żeby się nie martwił, bo to nic takiego? Przecież to już naprawdę jest koniec. Tylko szkoda, że nastąpił aż tak szybko.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...