Po tej dość krótkiej rozmowie z Hailie nadal przebywałem w swoim gabinecie. Przez dłuższy czas nikt tutaj nie przychodził, jednakże po jakichś czterdziestu minutach drzwi się otworzyły i do środka wszedł Tony.
- Sory, że ci przeszkadzam, ale Will kazał mi się ciebie spytać, dlaczego Hailie płacze po rozmowie z tobą? - rzekł od razu.
Aha, zamiast sam tu do mnie przyjść, to się nim wysługuje.
- Cóż, powiedzmy, że dostała karę za to, co wczoraj zrobiła.
- No okej, tyle też wiem... Ej, ale ty na serio nie pozwolisz jej pojechać do ojca za to?
- Tak, ale to dla jej dobra.
- Czekaj, jakim cudem odcinanie jej od taty jest dla jej dobra, co?!
- Nie chodzi mi o to, żeby zepsuć jej relacji z tatą.
- Więc o co?!
- O to, że w tym czasie pójdzie na terapię, gdyż nie mam zamiaru później patrzeć na to, jak będzie się wykańczać. Alkoholu wiem, że próbowała wcześniej, jednakże narkotyki to już jest zbyt wiele.
- No ale to nie ma sensu!
- Może.
- Ty tak na poważnie myślisz, że ona świadomie wzięła te narkotyki? A może ktoś jej nie dosypał tego chujostwa do jakiegoś drinka, czy coś?
- Nie wiemy tego, więc lepiej dmuchać na zimne, niż później patrzeć na to, jak będzie się staczać na samo dno przez właśnie narkotyki.
Westchnął.
- No dobra, jak uważasz... Ale przemyśl to jeszcze, okej? Ona naprawdę jest załamana.
- Mhm...
Wyszedł po chwili, a ja znowu wróciłem do pracy. W sumie to wiecie co? Ja już nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
Jakiś czas po godzinie osiemnastej zostałem zaproszony na kolację. Postanowiłem tam pójść, ponieważ nie jadłem obiadu, więc lepiej by było, gdybym się tam zjawił.
Gdy byłem w kuchni, to przy stole dostrzegłem wszystkich. Dobra, wszystkich oprócz naszej siostry.
- Gdzie jest Hailie? - zapytałem.
- W swoim pokoju. - mruknął Dylan, przelotnie na mnie patrząc.
- No wiesz, stwierdziła, że woli zjeść kolację tam, niż siedzieć tu z tobą. - wyjaśnił Shane.
Czyli się na mnie pogniewała.
- Powiedz mi, dlaczego w ogóle nie pozwolisz jej tam jechać, co? - odezwał się Will, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
Więc znowu się zaczyna.
- A może jednak jeszcze zmienisz decyzję? - zapytał Dylan.
- Nie ma takiej możliwości. Już wszystko jest postanowione.
- Aha, czyli taki jesteś. - syknął cicho Will. - Jak zawsze wszystko musi być po twojemu i chuj... Naprawdę nie mogłeś wymyślić jakiejkolwiek innej kary, niż to?!
- Nie. - rzuciłem, chcąc wyjść z tego pomieszczenia.
- A ty gdzie znowu idziesz?!
- Może coś zjesz? - spytał Dylan.
- Podziękuję, ale nie jestem już głodny.
Po powiedzeniu tego spowrotem wróciłem do swojego gabinetu. Najwidoczniej oni wszyscy się na mnie za to wkurwili i chuj.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...