Rozdział 22 - Rozmowa o niczym

854 32 6
                                    

Perspektywa Dylana

    Z podróży do tej Tajlandii nie pamiętam zbyt wiele poza tym, że Shane ciągle marudził na wszystko. No i jeszcze pamiętam o tym naszym albumie rodzinnym. Jasny chuj wiedział, że my coś takiego mamy. Serio mówię, sam byłem wtedy zaskoczony.

    Chyba lecieliśmy jakieś osiemnaście godzin lub więcej, pojęcia nie mam, bo nie liczyłem tego czasu. A potem ta jebana księżniczka, którą jest Shane, znowu marudziła na niewiadomo co. Tym razem mu ta zasrana dżungla nie pasowała. Jak można być takim marudnym, no ja jebie?!

    Potem jechaliśmy przez jakieś pół godziny. Oczywiście ten przygłup znowu zaczął marudzić, więc mi też się to udzieliło i wtedy marudziliśmy razem. No i jak już tam dojechaliśmy to byłem pod dosyć wielkim wrażeniem, bo ten dom to nie była jakaś kompletna dziura zabita dechami, której możnaby było się tutaj spodziewać, a jakaś zajebista willa. Przed wejściem stał nasz ojciec. Od razu przytulił nas wszystkich. No dobra, wszystkich oprócz Vince'a, ale mi się po prostu wydaje, że on sam niezbyt lubi się przytulać, więc wiecie. W sumie to myślałem tak tylko przez niezbyt długą chwilę, bo na samym końcu ojciec się do niego odezwał w nieco inny sposób niż wcześniej do całej naszej reszty. I tutaj mogło chodzić tylko o dwie rzeczy - albo coś się stało i jest to coś poważnego, albo jest potężnie wkurwiony.

    Jakąś chwilę po piętnastej przechodziłem nieopodal pokoju naszego ojca. Akurat szedłem ze swojego pokoju do salonu. I albo mi się wydawało, albo ojciec wtedy krzyczał. Nie przysłuchiwałem się już tej ich rozmowie dokładniej, ale dla mnie to bardziej brzmiało jak jakiś monolog, a nie rozmowa.

    No i nastała pora obiadu. Tony poszedł wtedy zawołać Vincenta, bo ten nadzwyczajnie się spóźniał, a ten żarłok Shane już wytrzymać nie mógł bez jedzenia ani chwili dłużej. Chwilę później nasz najstarszy brat już się zjawił i usiadł akurat obok mnie. Ogólnie to gadaliśmy sobie o tym, co się ostatnio działo, głównie o tym wazonie ze szpitala i tych fotelach obrotowych. Mieliśmy też kilka innych tematów, no ale nie pamiętam już jakich. No i muszę przyznać, że Vince nie wyglądał na jakoś bardzo zainteresowanego tą naszą całą rozmową czy nawet tym jedzeniem. Praktycznie cały czas milczał i aż mi się nie chcę wierzyć, że wtedy ani razu nie usłyszałem od niego, aby opieprzył któregokolwiek z nas za przeklinanie przy Hailie. No po prostu to jest jakieś niewyobrażalne. W ogóle wyglądał na dość przybitego czymś. Nie wiem, o czym oni rozmawiali, ale na pewno nie była to zbyt przyjemna rozmowa.

    Zacząłem o czymś gadać, ale niestety Hailie mi przerwała poprzez zadanie tego cholernego pytania, na którego odpowiedź nie musiała długo czekać.

     - Vince, dlaczego nie jesz?

     - Dlaczego nie jem? Bo może nie chcę i nie mam na to zwyczajnej ochoty?! A dlaczego w ogóle cię to tak bardzo teraz obchodzi?!

    Krzyczący Vince to już jest w ogóle abstrakcja jakaś. On nigdy nie krzyczy lub nie podnosi głosu tak bez powodu. No nawet jak miał powód, na przykład gdy mnie ze szpitala wyjebali, to też nie krzyczał. Teraz musiał naprawdę być czymś tak cholernie zdenerwowany, bo nie wierzę, że zdenerwowało by go takie głupie pytanie. No ogólnie to raczej nas wszystkich tym zaskoczył. Raczej nikt się tego nie spodziewał.

     - Ja... Nie ważne. Nie powinnam była pytać...

    Hailie niemalże natychmiast po powiedzeniu tego wstała i poszła do swojego pokoju. No i chwilę później Vincent też sobie poszedł w cholerę. Raczej wątpię, że poszedł wtedy do Hailie, bardziej prawdopodobne jest to, że poszedł do swojego pokoju. Potem wszyscy poszliśmy do niej, aby ją jakoś pocieszyć czy coś. Najwidoczniej nasza siostra też się tego nie spodziewała, bo przez dłuższy czas nie mogła się uspokoić.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz