Rozdział 38 - Schody

737 36 14
                                    

    Minęło już prawie sześć godzin odkąd Will pojechał do tego lekarza, a ja wciąż nic nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Zacząłem się niepokoić, ponieważ ta klinika wcale nie jest aż tak daleko od rezydencji oraz ten konkretny onkolog przyjmuje tylko do szesnastej, a on miał umówioną wizytę na piętnastą. Jak na złość nie odebrał ode mnie ani jednego telefonu, a dzwoniłem do niego już z piętnaście razy. Nawet nie odpisuje na jakiekolwiek wiadomości. Doskonale wiedziałem, że mój brat nie jest tym typem osoby, która by ignorowała mnie bez żadnego powodu. Z jego towarzyszem było całkiem podobnie.

    Postanowiłem więc pracować, dopóki nie otrzymam od niego jakiegokolwiek znaku życia. Nie oszukujmy się, nie potrafiłem tak po prostu pójść spać, gdy nie jestem pewien, czy aby na pewno którekolwiek z mojego rodzeństwa jest bezpieczne. Jakiś czas po godzinie dwudziestej drugiej drzwi od mojego gabinetu się otworzyły. Już myślałem że może Will wrócił, lecz ku mojemu zaskoczeniu do środka wszedł Monty.

     - Ty nadal tutaj? - zapytał po chwili.

     - Jak widać.

     - Vincent, na Boga, odpocznij w końcu!

     - Potem odpocznę.

     - Żartujesz sobie? Jest już późno, a ty jeszcze pracujesz. Nie możesz się tak przemęczać, bo to nie przyniesie ci żadnego większego pożytku.

     - Nie jestem zmęczony, daj mi spokój.

     - To może przynajmniej coś zjesz? Dzisiaj jadłeś tylko śniadanie.

     - Głodny też nie jestem.

    Westchnął.

     - Jak uważasz. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać.

     - Cieszy mnie to. Czy czegoś jeszcze potrzebujesz?

     - Gdzie jest Will?

     - Akurat na niego czekam.

     - Pojechał do lekarza?

     - Tak.

     - Już o tym wszystkim wiesz?

     - Oczywiście, że wiem.

     - Dobra, przepraszam, że sam nie powiedziałem ci o tym wcześniej.

     - Nie szkodzi. Rozumiem to, że Will nie chciał tego, abym się martwił.

     - A martwisz się?

     - To jest już za mało powiedziane. Ja cholernie się o niego boję.

     - Będzie dobrze, rozumiesz?

     - Może. - westchnąłem. - Osobiście ja już w to wątpię... Mógłbyś wyjść? Chciałbym pobyć sam.

     - Dobrze. Miłego wieczoru.

    Chwilę później już byłem tutaj sam. Po kilkunastu minutach postanowiłem zadzwonić do tej kliniki, czy Will tam w ogóle jest. I właśnie w oto ten sposób dowiedziałem się, że mój brat tam nawet nie dotarł, ponieważ w ostatniej chwili przełożył tę wizytę na najbliższy piątek. Teraz zacząłem sobie zadawać tylko jedno pytanie - gdzie on w takim razie jest? Wcale nie pocieszał mnie ten fakt, że nie mogę się do niego dodzwonić i na dodatek nie udało mi się go w żaden sposób namierzyć. Ja naprawdę sobie nie wybaczę tego, jeśli mu coś się stało, gdy ja tu tak bezczynnie siedzę.

    Było już kilka minut po pierwszej w nocy, a ja wciąż siedziałem w gabinecie, wpatrując się w laptop i co jakiś czas dzwoniłem do Willa. Za żadnym razem nie odebrał. Po pewnym czasie drzwi się otworzyły. Myślałem, że pewnie znowu to będzie Monty, lecz tym razem ujrzałem tak bardzo wyczekiwanego przeze mnie brata.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz