Rozdział 89 - Pani na dwa "c"

575 26 67
                                    

Perspektywa Vincenta

    Tak myślałem, że będzie się mnie o to wypytywać. Przez cały czas miałem nadzieję, że może jakimś cudem tego nie zauważy, ale chuj z tego wyszło i to pod sam koniec tej naszej rozmowy. No przecież ona nie jest ślepa i w końcu musiała to zobaczyć. A z resztą mogłem to jakoś ukryć, więc pretensje mogę mieć jedynie do samego siebie.

    Tak czy siak nie miałem obowiązku ani nawet zamiaru, aby jej się tłumaczyć z tego, jak do tego doszło. No powiedzmy sobie szczerze, że to nie było "nic", a tym bardziej nie był to żaden przypadkowy wypadek. Uważam, że mówienie jej o tym, jak to się stało, nie byłoby dobrym pomysłem, a na pewno nie przed tym wyjazdem do Bułgarii. Znając życie, to wypaplałaby wszystko ojcu i raczej nic przyjemnego by nie wynikło.

    A niby kto byłby zadowolony z tego faktu, że jego syn zaczął na własną rękę szukać jakiegoś psychopaty, będąc przy tym cholernie nieostrożnym?

    No więc tak, przyznaję się do tego, że tak, zacząłem szukać tej osoby, która już zdążyła pozabijać czterech moich współpracowników, porwać mnie dwa razy oraz jeden raz Hailie. Osoby, która przecież przez cały czas zapewnie nadal chce mnie zabić. A ja dzisiaj po południu prawie ułatwiłem temu komuś to zadanie.


***


    Otóż wyglądało to wszystko tak, że gdy dochodziła godzina piętnasta, to tradycyjnie przebywałem w swoim gabinecie. Jednakże tego dnia wybrałem dość nietypowy dla mnie strój, którym oczywiście były czarne dresy. Nie miałem dzisiaj żadnych spotkań, a całe moje rodzeństwo z Will'em na czele się na mnie obraziło za tę karę dla Hailie, więc i tak nikt by mnie w takim wydaniu nie zobaczył.

    Nagle w pewnej chwili dostałem sms-a z numeru zastrzeżonego z jakimiś współrzędnymi. Następnie otrzymałem kolejną wiadomość z tego samego numeru tym razem o takiej treści:

     "Musimy porozmawiać o równej szesnastej w miejscu, które wskazują te współrzędne. To jest coś pilnego.
PS. Bez żadnych sztuczek, bo źle się to dla ciebie skończy."

    Czy wiedziałem, o co chodzi? Nie.

    A co, mimo wszystko, w tym momencie zrobiłem lekkomyślny ja? Oczywiście, że tam poszedłem.

    Ale spokojnie, tym razem trochę pomyślałem i postanowiłem wziąć tam ze sobą broń. Niby Dylan twierdził, że zabrał mi wszystkie pistolety, jakie miałem w moim pokoju, a było ich tam dwa, ale nie przemyślał tego, że trzymam kolejne dwa w gabinecie. Jeszcze jeden leży gdzieś w bibliotece z tego, co pamiętam, jednakże teraz to nie jest istotne.

    To miejsce było dosłownie z nieco ponad kilometr od rezydencji, ale i tak postanowiłem tam podjechać samochodem. Po pierwsze w razie czego będę mógł szybciej stamtąd spierdolić, o ile mi się to uda oczywiście, a po drugie przez cały dzień padał jakiś cholerny deszcz, a ja nie miałem zamiaru moknąć.

    W taki oto sposób kilka minut przed szesnastą byłem już w wyznaczonym miejscu. Wysiadłem z samochodu i zacząłem się rozglądać po okolicy. Na pierwszy rzut oka nikogo nie widziałem.

    Gorzej, jak ktoś mnie zrobił w chuja i wystawił do wiatru, a teraz muszę tu stać w deszczu, jak ostatni kretyn.

    Albo może to nawet i lepiej?

    Stałem tak przez dłuższy czas i chwilę po tym, jak wybiła szesnasta, to ktoś mnie dotknął w plecy. Nie będę ukrywać, że się wtedy wystraszyłem, ale postanowiłem nie działać zbyt pochopnie. Odwróciłem się i moim oczom ukazał się jakiś nieznajomy dla mnie mężczyzna.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz