Rozdział 91 - Diagnoza

532 29 53
                                    

    Gdy następnego dnia rano się obudziłem, to poczułem takie dość dziwne uczucie. Nie umiem go tak po prostu opisać w jednym słowie. Czułem, jakby dzisiaj miało by się stać coś złego.

    Coś, co całkowicie zburzy ten spokój, który odczułem przez zaledwie chwilę poprzedniego dnia.

    Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego, ale intuicja tak jakoś mi podpowiadała, żebym z nikim nie rozmawiał, nigdzie nie wychodził, a najlepiej to w ogóle poszedł znowu spać, aby przespać ten cały dzień i obudzić się dopiero nazajutrz. Niby mogłem to uczynić, jednakże czy mi się chciało?

    Nie.

    Jak już jestem na tych cholernych wakacjach, to już wolę je spędzić w jakikolwiek inny sposób, niż spanie. Jakby oczywiście, sen też mi się przyda, ale przecież mam również inne formy odpoczynku, aniżeli to. Postanowiłem więc zignorować te głupie wymysły mojego umysłu i zacząć normalnie ten dzień.

    Jak się miało później okazać, to moja intuicja tym razem się nie pomyliła i chyba faktycznie wolałbym przez cały ten dzień spać. To, czego się dzisiaj miałem dowiedzieć, po raz kolejny zmieniło moje życie.

    Jakiś czas po godzinie siódmej zawitałem w kuchni, gdzie nie było zbyt wielu osób. Oprócz mnie, był tu jeszcze Tony, który siedział przy stole i jadł śniadanie, jednocześnie przeglądając coś na telefonie.

     - Już nie śpisz? - zapytałem, podchodząc do ekspresu do kawy.

     - No jak widać. - mruknął, przelotnie patrząc się w moją stronę.

    Najwidoczniej nie dopisywał mu dzisiaj humor. Ponadto był nieco bladszy, niż zazwyczaj, oraz miał wory pod oczami.

     - Ty spałeś chociaż w ogóle?

     - Tak, dwie godziny, a co?

     - Nic. Po prostu wyglądasz na naprawdę zmęczonego.

     - A tam pierdolisz... Jebnę zaraz kawusię i będzie w porządku.

    No na pewno tak będzie.

    Westchnąłem, po czym podszedłem i usiadłem na krześle obok niego. Położyłem dłoń na jego barku, a on się na mnie spojrzał.

     - Posłuchaj, Tony. Kawa ci nic teraz nie pomoże, ponieważ potrzebujesz snu. Więc, proszę cię, pójdź się jeszcze trochę przespać, przynajmniej przez jakieś pięć godzin.

     - Ale nawet nie ma bata, że ja usnę. Kurwa, przecież przez pół nocy nie zmrużyłem oka i czemu niby teraz ma być inaczej?

    Szkoda mi go było, bo wiem, jak to jest. Sam już mam za sobą zapewne setki bezsennych nocy i jeszcze więcej poranków, podczas których odczuwałem ogromne zmęczenie.

     - Nie wiemy, czy będzie inaczej, dopóki się nie przekonamy. Pójdź się położyć, a jak nie będziesz mógł zasnąć, to dam ci coś na sen, dobrze?

     - No okej... - westchnął. - Niech ci będzie, spróbuję.

     - To już idź. W razie czego, to pamiętaj, że możesz do mnie w każdej chwili zadzwonić lub napisać, a ja do ciebie przyjdę.

     - Jasne, jasne...

    Wstał, a ja po chwili uczyniłem to samo. Popatrzył się na mnie, po czym podszedł i się do mnie przytulił. Też go lekko objąłem.

     - Jesteś świetny, Vince, i nie zmieniaj się, okej?

    Chciałbym uwierzyć w to, że naprawdę tak jest, ale nie potrafię.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz