// Na wstępie ostrzegam was, że ten rozdział to w około 50% powtórka poprzedniego. Znajdują się tam chyba dwa dialogi z rozdziału 16, a reszta to inne wydarzenia i ogólnie wrażenia z tych rozmów z perspektywy Willa, tak jak widzicie na dole. Nie przedłużając zapraszam do czytania :)
Perspektywa Willa
Jakieś dwie lub trzy godziny po tym, gdy Hailie, Vince, Shane i Tony pojechali do tej galerii handlowej, to postanowiłem, że zrobię naleśniki. Nie udało mi się powstrzymać bliźniaków, aby tam nie jechali i dali im święty spokój, więc chociaż zrobię te naleśniki, żebyśmy je mogli razem zjeść na kolację. A z resztą to nie jest żaden problem, ponieważ lubię gotować. Uwielbiam gotować.
Szkoda tylko, że Dylan nie umie robić nic innego poza gapieniem się na patelnię, bo jest tu praktycznie bezużyteczny. No ale przynajmniej przydaje mi się do przenoszenia i odnoszenia różnych rzeczy.
Smażyliśmy te naleśniki przez nieco ponad godzinę. Było już gdzieś po godzinie szesnastej i przy okazji już się ściemniało. Dylan już zdążył się wnerwić na coś, aż nagle usłyszałem, jak mój telefon zaczął dzwonić. Wyłączyłem kuchenkę, po czym wziąłem telefon do ręki. Dzwonił Tony. Odebrałem praktycznie od razu.
- Coś się stało? - spytałem się.
- Właściwie to tak. - odpowiedział Tony.
- Co takiego?
- No wiesz, przed chwilą dzwonił do mnie Vince i jest mały problem.
- Jaki problem? Coś z Hailie?
- Podobno wszystko jest z nią okej, ale doszło, no wiesz... - zatrzymał się na chwilę. - Do strzelaniny.
- Co?!
- No własnie nie wiem, Vincent kazał tylko cię o tym poinformować. Podobno tutaj w galerii doszło do jakiejś strzelaniny. My z Shane'em nic nie widzieliśmy, ale faktycznie było słychać jakieś hałasy z drugiego skrzydła tej galerii. A teraz jesteśmy przed galerią, bo ten gburowaty ochroniarz od Vince'a nas stąd wyprowadził i chuj.
- A gdzie oni są?! Co z nimi?
- Niby podobno się gdzieś schronili, chuj wie gdzie, ale z nimi też jest ochroniarz. Pojęcia nie mam gdzie, ale Hailie nic nie jest z tego, co mi Vince powiedział.
- A z nim?
- Mówił, że wszystko jest dobrze. I tylko tyle mi przekazał, a potem się rozłączyłem, bo kazał mi do ciebie zadzwonić.
- Zaraz tam będziemy, okej? Nie ruszajcie się stamtąd i uważajcie na siebie.
- No spoko.
Rozłączyłem się.
Co się w ogóle stało? Jaka strzelanina? No i najważniejsze pytanie - dlaczego Vincent sam do mnie nie zadzwonił? No dobra, może zadzwonił do Tony'ego, aby sprawdzić, co z nimi, ale do cholery jasnej!
- Dylan, zbieraj się, jedziemy. - rozkazałem i wyszedłem z kuchni.
- Co się stało? Gdzie jedziemy? - spytał się Dylan, który szedł za mną.
- Do galerii handlowej... Doszło do strzelaniny.
- CO?! JAKIEJ STRZELANINY?!
- Wiem niewiele więcej od ciebie, rozumiesz?
- ALE NIKOMU NIC SIĘ NIE STAŁO, CO NIE?
- Podobno nie. Bliźniacy na pewno są cali. I już nie gadaj, jedziemy tam natychmiast.
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...