Rozdział 69 - Rodzinny obiad

617 32 79
                                    

    Gdy moje ukochane rodzeństwo nareszcie wróciło do domu, to na widok tej dwójki byli na początku zaskoczeni. Jednakże to zaskoczenie po pewnym czasie przeistoczyło się w jakąś radość, której nie rozumiałem. Okej, dobrze, ja też się cieszę, że możemy być tutaj razem, ale tu nadal chodziło przede wszystkim o bezpieczeństwo nas wszystkich.

    Następnego dnia około godziny dziesiątej wciąż leżałem na łóżku. Wyglądało na to, że to zapewne znowu jest jeden z tych dni, podczas których nie mam siły do praktycznie niczego. W przeciwieństwie do przykładowo zeszłego miesiąca, to w ciągu ostatnich trzech tygodni nie miewałem ich praktycznie w ogóle, więc trochę mnie to zaniepokoiło, ale trudno. Z resztą i tak jest sobota, to nie mam zbyt wiele do stracenia.

    Zapomniałem dodać, że aktualnie przebywa tutaj ze mną mój mały towarzysz, którym jest Lucyferek. Wszedł tutaj, gdy z jakieś dwie godziny temu zajrzał do mnie Will, aby sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku, no a teraz leży na mojej klatce piersiowej i sobie śpi. Naprawdę powoli zaczynam lubić tego kota.

    W pewnym momencie drzwi od mojego pokoju się uchyliły. Ujrzałem w nich Hailie, która po chwili się lekko uśmiechnęła.

     - Mogę wejść?

     - Oczywiście. - powiedziałem, a ona weszła i zamknęła drzwi. - Coś się stało?

     - Nie, nie, nic takiego, po prostu szukałam kota.

     - No tak, kota...

     - Ej, ciebie przy okazji też chciałam odwiedzić... A no właśnie, wszystko jest u ciebie w porządku?

     - Tak. Dziękuję, że pytasz.

     - W ogóle to widzę, że Lucyfer najwidoczniej cię polubił.

     - Mhm...

     - Mówię poważnie. Przykładowo od takiego Shane'a czy też Willa to ucieka, za Dylanem i Tonym to nie przepada zbyt bardzo, a mnie lubi tylko, gdy daję mu jeść.

     - Interesujące...

     - Em, a mogę się obok ciebie położyć...?

     - Jasne.

    Podeszła bliżej, po czym położyła się i przylgnęła do mojego lewego boku, a kot natychmiast się obudził i poszedł sobie gdzieś na kanapę. Chyba faktycznie jej nie lubi.

    Po chwili zaczęła przyglądać mojemu ramieniu i się odezwała:

     - Ty nadal masz tę bliznę po tym draśnięciu?

     - Jak widać. Dobrze też pamiętam, jak z tego powodu wtedy panikowałaś.

     - Martwiłam się o ciebie.

     - Wiem, ale i tak nic mi się nie stało w związku z tym.

     - A masz jeszcze jakieś inne blizny oprócz tej?

    Nie odpowiedziałem na to pytanie, po czym usiadłem i tylko spojrzałem się na bandaże, znajdujące się na moich rękach. Pomimo, że już nic sobie nie robiłem od dłuższego czasu, to jednak nosiłem je, aby zakryć te blizny. Tak cholernie nienawidziłem tego widoku, że chociaż w taki sposób staram się go sobie, jak i całej reszcie, oszczędzić.

    Hailie też zamilkła i najwidoczniej po krótkim czasie zorientowała się, o co właśnie się spytała i że raczej przecież już zna odpowiedź na to. Spojrzała się najpierw na moje ręce, a potem na mnie.

     - Vince, ja już kompletnie zapomniałam o tym, że no... Przepraszam cię, okej?!

     - Nie szkodzi, naprawdę. Może nawet i lepiej, że zapomniałaś... Sam wolałbym zapomnieć.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz