Rozdział 77 - Domek na Malediwach

511 34 38
                                    

    Około godziny dwudziestej drugiej byliśmy już spowrotem w rezydencji. Tym razem wracałem wraz z Tonym, który w przeciwieństwie do jego bliźniaka był cicho, ale to na pewno mi nie przeszkadzało. Zdecydowanie preferowałem milczenie niż takie gadanie bez sensu.

    Gdy już wjechaliśmy do garażu, to dość szybko wyszedłem z samochodu i udałem się prosto do swojego pokoju. Naprawdę byłem zmęczony tym wieczorem i potrzebowałem w końcu odpocząć. W ogóle to cały ten dzień mnie już wykończył.

    Pierwsze, co postanowiłem zrobić, to wzięcie krótkiego prysznica. Nawet tą czynność miałem utrudnioną przez tę jebaną rękę, co już mnie wkurwiało. Niestety muszę jeszcze wytrzymać półtora tygodnia, gdyż dopiero po tym czasie w końcu będą mi ściągać te szwy.

    Jak wróciłem do pokoju, to o dziwo nie chciało mi się spać. Nadal odczuwałem zmęczenie, ale usnąć za chuja nie potrafiłem. Najchętniej wziąłbym jakieś leki nasenne, ale to by się wiązało z koniecznością pójścia do Willa, do którego nie chcę iść. Pewnie ta wizyta skończyłaby się tylko jego pierdoleniem, a koniec końców i tak bym nie dostał tych leków, więc już wolę siedzieć tutaj do rana.

    Wyszedłem na balkon, już nawet nie zwracając uwagi na to, że wieje dość zimny wiatr, jak na tę porę roku, a ja mam jeszcze wilgotne włosy. Dosłownie zaczynałem mieć już powoli w to wyjebane, czy coś mi będzie z tego powodu, czy też nie.

    Po zaledwie chwili ktoś zaczął pukać w drzwi. Iż nie chciało mi się tam iść, aby wpuścić tę osobę, to po prostu powiedziałem, żeby ten ktoś sobie po prostu wszedł. Drzwi i tak były otwarte, więc chyba nawet debil potrafi sobie sam pociągnąć za klamkę?

    Do środka wszedł ten ktoś i kilkanaście sekund później zdążyłem się dowiedzieć, że to był Dylan, ponieważ podszedł do mnie.

     - Czemu nie śpisz? - zapytał. - Zaraz będzie północ.

     - A ty po co tu przyszedłeś, skoro jest już tak późno?

     - A no chciałem pogadać...

     - O czym znowu?

    Zacisnął usta, po czym odwrócił wzrok i na chwilę zamilkł.

     - No wiesz... Czy tobie też ta cała Lottie nie wydaje się trochę... Dziwna?

     - Może.

     - Nie no, ja pytam zupełnie poważnie.

     - Co cię zaniepokoiło w jej zachowaniu?

     - Wszystko, Vince, wszystko...

     - A dokładniej?

     - No ona po prostu sama w sobie jest taka dziwna. Jakby ona cały czas trochę podejrzanie się zachowywała.

     - Dylan, ja nadal nie rozumiem, o co ci znowu chodzi.

     - Dobra, no na przykład weźmy to, że przez większość tej kolacji się na ciebie patrzyła. I nawet mi nie mów, że sam tego nie zauważyłeś...

    Muszę przyznać, że faktycznie tak było i że naprawdę to było dziwne. Tak czy siak nie mam na razie zamiaru knuć jakichś teorii spiskowych, jak przykładowo mój brat.

     - ... Ej, a może wy się znacie, co?

     - Ta, i mamy wspólny domek na Malediwach, a w nim jeszcze świnkę morską. - burknąłem, już będąc zirytowany tą gadką Dylana.

     - Naprawdę? No to zajebiście, wiesz?! Jak mo...

    Ja pierdole, czy on to wziął na serio?

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz