Rozdział 90 - Prawie to duża różnica

515 35 31
                                    

Perspektywa Dylana

    Jak się okazało nazajutrz, to Vince wcale nie żartował podczas tej kolacji. My naprawdę następnego dnia już lecieliśmy do tej Bułgarii. Jakby ja nie miałem nic przeciwko temu, ponieważ bardzo chcę się spotkać z naszymi rodzicami, no ale to jest trochę dziwne, że najpierw widzimy go z jakimś siniakiem na ryju, a on nagle nam oznajmia, że zmienił tak z dupy decyzję i na dodatek przesunął ten wyjazd o tydzień do przodu. Nawet nie ma bata, żeby się coś poważnego nie działo.

    A tak poza tym, to ja nadal obstawiam, że to był Will. Może to ten cały syndrom sztokholmski, czy coś takiego. Wiecie o co chodzi, co nie...?

    Dobra, kurwa, nie ważne.

    Jednym z powodów, przez który cieszę się z tego wyjazdu, to między innymi to, że muszę, a nawet chcę, pilnie porozmawiać z ojcem, ale z matką też. O czym? Otóż odpowiedź na to pytanie jest oczywista pod względem, że nieco zmienimy jego formę tak, aby wyszło "O kim?".

    No więc sprawa wygląda tak, że Vincent po tej ostatniej próbie totalnie zrezygnował z terapii, już nie wspominając o tych lekach, które przepisał mu lekarz. Próbowałem z nim jakoś o tym pogadać i go namówić, ale on spławiał mnie tylko takimi tekstami, jak: "nie, bo nie", "nie, bo to nie ma sensu" lub "nie i koniec tematu, a teraz wyjdź, bo teraz nie mam czasu". Ja naprawdę chciałem mu tylko pomóc, ale najwidoczniej ja już nie potrafię do niego jakkolwiek przemówić. Dlatego chciałbym, aby to nasi rodzice jakoś z nim o tym porozmawiali, ponieważ wierzę w to, że oni nadal mają na niego większy wpływ, niż przykładowo ja.

    W sensie ja też nie chcę, żeby na niego napierali i przy tym stawiali jakieś warunki. Po prostu chcę, aby pogadali, jak cywilizowani ludzie, i tyle.

    Podróż do domu naszej mamy, znajdującego się tuż przy wybrzeżu Morza Czarnego, trwała łącznie nieco ponad dziesięć godzin. Minęły mi one dość szybko, bo spałem, więc wiecie.

    Gdy byliśmy już na miejscu, to wtedy przyszedł czas na przywitania i te takie inne pierdoły. A co było potem? A no potem tak jakoś wyszło, że zostałem sam w willi matki wraz z rodzicami. Bliźniacy postanowili pomęczyć psa naszej mamy, a Hailie wyciągnęła Vince'a i Willa na jakiś spacer po okolicy.

    Stwierdziłem, że to jest idealny czas na tę rozmowę i poszedłem poszukać więc obojga rodziców. Znalazłem ich przebywających w salonie i gdy tutaj wszedłem, to się na mnie spojrzeli.

     - Em, macie może chwilę? - zapytałem. - Potrzebuję z wami porozmawiać.

     - Tak, jasne. - powiedziała mama, a ja usiadłem na kanapie naprzeciwko ich. - Więc o czym chcesz rozmawiać?

     - O Vincencie.

     - No a propos Vincenta i rozmów... - odezwał się ojciec. - ... To ja też będę musiał z nim o czymś porozmawiać.

    Może jednak niepotrzebnie zacząłem ten temat skoro on będzie z nim gadać?

     - Okej, w sumie to bardziej mam do was prośbę.

     - Jaką?

     - No właśnie chodzi mi o to, żebyście z nim porozmawiali i... To tyle.

     - Ale o czym? - spytała matka.

     - Wiecie, bo... Bo on ostatnio zrezygnował z terapii. I ja już próbowałem go jakoś namówić na to, żeby jednak zmienił zdanie, ale no nie wyszło mi to... Dlatego chcę, abyście to wy go może jakoś go namówili, ale to też tak nie na przymus, wiecie...

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz