Rozdział 54 - Delegacja

719 30 45
                                    

Perspektywa Vincenta

    Po tej krótkiej rozmowie z Shane'em od razu udałem się do swojego pokoju. Byłem już wykończony tym dniem, a tym bardziej jego końcówką. Naprawdę nigdy do głowy by mi nie przyszło, że Dylan i Hailie wpadną na aż tak beznadziejny pomysł, którego skutki zapewnie odczują już rano. Z drugiej strony pretensje powinienem mieć także do samego siebie. To ja się zgodziłem na to całe ich wyjście i przecież mogłem bardziej się zainteresować tym, co ta trójka ma zamiar robić. A iż nawet się o to nie spytałem, to już moja wina. Z takimi właśnie myślami usnąłem.

    Przebudziłem się, w sumie nie mam pojęcia, o której godzinie. Właściwie to głównie dlatego, że ktoś mnie obudził. A raczej nie ktoś, a Hailie, która lekko mną potrząsała i szeptała w kółko moje imię.

     - Co się dzieje? - zapytałem, dość niechętnie otwierając oczy.

     - Źle się czuję.

    Ja też, dlatego chcę nadal spać.

     - A pamiętasz, dlaczego tak jest?

     - No tak, pamiętam, ale ja naprawdę się źle czuję, bo mnie głowa boli i nie wytrzymam już dłużej.

     - Niedługo ci to przejdzie.

     - No proszę cię, już chyba z trzy razy dzisiaj zwymiotowałam, a jest zaledwie siódma rano...

     - To było tyle nie pić.

    Hailie spojrzała się na mnie z zaskoczeniem i to dosłownie. Patrzyła się na mnie jakbym przed chwilą spadł z kosmosu. Przez dłuższą chwilę się nawet nie odezwała.

     - Eee, Vince... Ty się dobrze czujesz?

    Nie.

     - Tak, ale jestem zmęczony, więc daj mi w spokoju spać.

     - No ale ja naprawdę już nie wytrzymuję!

     - Idź poszukać Willa.

     - Nie ma go, a Dylan nadal śpi jak zabity.

     - To pójdź do któregokolwiek z bliźniaków.

     - A oni to nawet nie wiem, gdzie teraz są.

     - A Eugenie?

     - Przecież jest niedziela i nie pracuje dzisiaj.

    Westchnąłem. Jak na złość nikogo innego nie ma. Ja po prostu chcę pójść spać i odpocząć. Aż tak wiele teraz wymagam od tego beznadziejnego świata?

     - Naprawdę, Hailie, zostaw mnie. Znajdź kogokolwiek innego aniżeli mnie, bo ja potrzebuję pójść spać i ty mi to uniemożliwiasz. Z resztą nie dramatyzuj aż tak. Nic ci nie będzie. Było wcześniej pomyśleć o skutkach tego waszego pomysłu.

     - Tylko tyle chcesz mi powiedzieć?

     - To nawet nie jest początek tego, co mam zamiar ci przekazać. Później jeszcze sobie porozmawiamy.

     - Myślałam, że mi chociaż pomożesz, a nie! Trudno, poczekam na Willa. Nie mam zamiaru czekać na twoją łaskę.

     - I co, poskarżysz się mu?

     - A żebyś wiedział!

     - Ah tak? W takim razie mam nadzieję, że przy okazji mu wytłumaczysz, jak się w ogóle doprowadziłaś do takiego stanu.

     - Wredny jesteś, wiesz?

     - Już dość dawno zdążyłem zdać sobie z tego sprawę.

     - A spie... Spadaj.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz