Rozdział 125 - Powody, dla których warto żyć

772 34 150
                                    

    Następnego ranka, jeszcze przed wyjazdem stąd, postanowiliśmy zjeść wspólnie śniadanie. Zaplanowany lot przecież mieliśmy o dziesiątej, a wstaliśmy jakiś czas przed siódmą, więc z jeszcze jakieś półtorej godziny możemy tutaj tak na spokojnie spędzić.

    A zresztą to w sumie aż tak bardzo nie spieszy mi się z tym powrotem do Stanów. Gdyby nie to, że Hailie musi już wracać do szkoły, to zostałbym tutaj znacznie dłużej.

    Tak poza tym, to taki odpoczynek, podczas pobytu w tym kraju, naprawdę mi dobrze zrobił. Prawdopodobnie muszę przyjeżdżać tu częściej.

    Od razu, jak dzisiaj wstałem, to po raz pierwszy od dawna, poczułem taki w pewnym sensie niepokój. Był on najprawdopodobniej związany z tym, iż coś mi mówiło, że niedługo coś złego się stanie. A jak wszyscy już wiemy, to moja intuicja niezbyt często się myli w takich kwestiach. Tym razem jednakże nie miałem zamiaru się przejmować tymi przeczuciami i po prostu chciałem cieszyć się tym dniem.

    Za piętnaście ósma zszedłem do kuchni, gdzie zawitałem jako drugi. Poza mną, przebywał tutaj także Camden, który właśnie siedział przy stole, czytając jakąś gazetę, przy tym, od czasu do czasu, popijając swoją kawę.

    Wymieniliśmy między sobą kilka zdań, które głównie dotyczyły naszego powrotu oraz spraw związanych z Organizacją. Następnie podszedłem do ekspresu, żeby również zrobić sobie kawę. Bez niej raczej ta kilkugodzinna podróż się nie obędzie.

    Ogólnie, to do przyjścia do tego pomieszczenia Hailie i Willa, którzy łaskawie się zjawili po ponad dziesięciu minutach, było niezbyt interesująco. Po ich przyjściu także, ale już nie tak bardzo, jak wcześniej, ponieważ mogliśmy ze sobą porozmawiać o wielu innych tematach, już niekoniecznie kręcących się wokół pracy, czy też szkoły.

    Mieliśmy taki zamiar, aby zjeść razem śniadanie, oczywiście tak, jak już wcześniej wspomniałem, lecz jeszcze nawet tego nie zaczęliśmy z jednego powodu. Problem jednak tkwił w tym, że Lindsay do tej pory tutaj nie przyszła, więc zdecydowaliśmy, że mimo wszystko na nią z tym poczekamy.

    Dlatego więc dalej sobie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jak gdyby nigdy nic, i w taki oto sposób minęło może z jakieś kolejne piętnaście minut. Jak się domyślacie, to nadal nie doczekaliśmy się przybycia osoby, której obecnie wyczekiwaliśmy.

     - Gdzie ona jest? - spytał Will, patrząc się na Camdena, który tylko wzruszył ramionami.

     - Może po prostu jeszcze śpi? - zasugerowała Hailie.

     - Wątpię. Przecież zaraz będzie dziewiąta, a zazwyczaj, przynajmniej odkąd tu jestem, to wstawała o maksymalnie o wpół do ósmej.

     - Dopiero za pół godziny będzie dziewiąta, więc nie przesadzaj.

     - No, ale wciąż to jest już późna pora na wstawanie w środku tygodnia.

     - I co z tego?

     - Nie kłóćcie mi się tu już. - przemówił w którymś momencie Camden. - Pójdę sprawdzić, co ona teraz robi.

    Gdyż nikt nie protestował, to on wyszedł z kuchni i poszedł gdzieś. Natomiast między nami zapadła głucha cisza, której nikt nie raczył przerywać. Chyba już znudziło nam się to bezcelowe gadanie i teraz każdy zajmował się czymś innym. Hailie patrzyła się na przestronne okno, które się tu znajdowało, ja kończyłem pić swoją czarną kawę, a Will zaczął czytać gazetę, którą wcześniej czytał nasz ojciec.

    W pewnej chwili telefon tego ostatniego zawibrował i znając życie, to zapewne przyszła do niego jakaś wiadomość. Will dość szybko sprawdził, cóż to takiego było, i wstając z krzesła, odezwał się:

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz