Resztę wieczoru, jak i nocy spędziłem na rozmyślaniu nad swoją własną głupotą. Tym razem nie obyło się bez bandaży, choć gdy ktoś je zobaczy, to i tak będzie wiedział, co się stało. Niezbyt ciężko teraz byłoby im się domyślić.
Dopiero gdzieś po piątej rano postanowiłem wstać i się jakoś ogarnąć pomimo, że i tak przez ten cały czas nie spałem. Gapiłem się tylko bezczynnie w sufit i czasami też w okno. Już chyba nawet nie muszę wspominać, że byłem cholernie zmęczony, ale cóż. Mogłem to wcześniej przemyśleć, a teraz już nie ma mowy, abym poszedł spać.
Od razu udałem się do swojego gabinetu, gdzie spędziłem cały dzień z kilkoma krótkimi przerwami na kawę. W sumie to z jednej strony też nie chciałem, aby ktokolwiek widział mnie w takim stanie, a iż tutaj do mnie niezbyt wiele osób przychodziło, to była najlepsza opcja. No i faktycznie przez większość tego dnia nie natknąłem się na kogokolwiek z mojego rodzeństwa.
Jakiś czas po godzinie dwudziestej trzeciej w końcu poszedłem do swojego pokoju, aby może przez chociaż chwilę odpocząć. Nie spałem już od prawie czterdziestu godzin, co zbyt zaskakujące w moim przypadku nie jest, ale to i tak nie zmieniało faktu, że nadal jestem zmęczony. Bardzo zmęczony.
Wziąłem naprawdę krótki prysznic, przebrałem się w jakieś dresy, po czym w końcu położyłem się w łóżku i próbowałem usnąć, co teraz było dość łatwe. Nie poleżałem tak zbyt długo, ponieważ po zaledwie pięciu minutach usłyszałem walenie w drzwi. Ale naprawdę, to nie było zwykłe pukanie, tylko walenie. Jaki chuj teraz czegoś ode mnie chce o takiej porze?
Iż drzwi od mojego pokoju były aktualnie zamknięte na klucz, to musiałem pojść je otworzyć. Niemalże od razu ujrzałem w nich Willa. Proszę, mógłby to być ktokolwiek, ale nie on, no naprawdę. Nie chciało mi się z nim zbyt bardzo rozmawiać.
Chcąc nie chcąc, wpuściłem go do środka.
- Czegoś potrzebujesz, Williamie?
- Chciałem cię przeprosić. - powiedział po dłuższej chwili. - Nie powinienem na ciebie wtedy krzyczeć, a tym bardziej uderzyć. Po prostu się wtedy zezłościłem i tak jakoś wyszło. Naprawdę cię przepraszam za to, co mówiłem. Żałuję tego.
Już nic na to nie odpowiedziałem, tylko go przytuliłem. Potrzebowałem się do kogoś wtedy przytulić, ale z drugiej strony też nie miałem nawet najmniejszej siły na to, aby cokolwiek już mówić. Dopiero po jakiejś chwili odwzajemnił ten gest, ale chyba niezbyt chętnie z tego, co mi się wydaje.
Po pewnym czasie puściłem go w końcu, a on się na mnie spojrzał.
- Vince, kiedy ty ostatnio spałeś?
- Nie ważne. Właśnie mam zamiar pójść spać.
- Przeszkodziłem ci w tym?
- Trochę... - westchnąłem. - Ale nie szkodzi.
Ponownie położyłem się na łóżku, już nawet nie zwracając większej uwagi na to, że Will nadal tutaj jest. On tylko milczał i przyglądał mi się przez pewien czas.
- Znowu to zrobiłeś?
- Tak, ale nie przejmuj się. To jednorazowa sytuacja.
- Przepraszam.
Cicho westchnąłem i spojrzałem się na niego. Wyglądał na dość przygnębionego i w ogóle na jakiegoś smutnego. Podniosłem się mimo tego, że naprawdę już chciało mi się spać.
- Podejdź tu, dobrze? - powiedziałem, a on posłusznie wykonał moje polecenie, po czym lekko złapałem go za dłoń. - Wiesz, że nie musisz mnie za to przepraszać?
CZYTASZ
Z Innej Perspektywy | Vincent Monet
FanfictionZawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby się wydawać całkiem spokojne, lecz to tylko pozór. W ten piękny dzień doszło do dość tragicznego wyp...