5. Mówiłeś...

1.7K 143 10
                                    

Szedłem długim korytarzem. Zrozpaczony szukałem jakiegoś wyjścia. Wokół tylko czarne, puste ściany. Puściłem się biegiem. Nagle na końcu ujrzałem duże, białe drzwi. Podbiegłem do nich i nacisnąłem na klamkę, która ustąpiła. Po chwili zorientowałem się, że znajduję się na szczycie jakiejś wieży. Na krawędziach nie było żadnej barierki. Na jednym jej krańcu stała Claudia. Chciałem podejść do niej i powiedzieć, by się odsunęła od krawędzi, lecz nagle spostrzegłem jeszcze jedną osobę na przeciwnym krańcu. Był to Kraft. Patrzył na mnie tymi ciemnymi oczami. Ujrzałem, że po policzkach spływają mu łzy.

-Michi... wybierz między nami...- usłyszałem jego melodyjny głos. Nie wiedziałem, co się dzieje. O co tu właściwie chodzi? Zrobiłem krok w stronę przyjaciela.

-Michael!- usłyszałem krzyk mojej dziewczyny za plecami. Natychmiast odwróciłem się w tamtą stronę.- Mówiłeś, że mnie kochasz! Że jestem dla ciebie wszystkim! A teraz co?! Okazuje się, że jesteś gejem?!

Zdębiałem na te słowa. Nie umiałem się ruszyć. Ukradkiem spojrzałem na Krafta, z którego oczu dalej ciekły łzy.

-Wybierz! Jeśli wybierzesz jego, ja skoczę! Nie będę mogła dłużej żyć!- krzyknęła Claudia. Zrobiłem krok w jej stronę, by powstrzymać ją od zrobienia czegoś głupiego.- Nie!- cofnęła się, stając już na skraju przepaści.- Pierwsze chcę usłyszeć od ciebie te dwa słowa...

-Claudia... ja...- Nie umiałem. Teraz, patrząc w twarz tej dziewczyny, nie potrafiłem wypowiedzieć tych dwóch prostych słów.- Claudia...- obejrzałem się za siebie. Stefan najwyraźniej również przesunął się bardziej w tył, bo wciąż zapłakany stał już na samej krawędzi tak, że pod jego piętami nie było już posadzki.- Claudia... Ja bardzo bym chciał to powiedzieć, bo jesteś wspaniałą dziewczyną, ale... nie mogę... Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja...- stwierdziłem, wyciągając ręce do przodu, by w razie czego zatrzymać zdesperowaną dziewczynę od skoku. Ona jednak stała w miejscu, patrząc na mnie takim suchym wzrokiem. Nagle jednak wykonała ruch, którego się nie spodziewałem. Ruszyła przed siebie, ale ku mojemu zdziwieniu nie uderzyła mnie, ale szła dalej. Odwróciłem się przestraszony i zrozumiałem, o co jej chodzi. Dziewczyna stała teraz centralnie przed Stefanem, patrząc na niego z rządzą mordu w oczach.

-Claudia, nie!- teraz krzyknąłem zrozpaczony, ruszając przed siebie.

-Michael, to przez niego, prawda?- spytała sucho nie spuszczając oczu z osoby Krafta, który stał na krawędzi przepaści. Spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem. Nie wiedziałem, co mam robić. Jeśli powiem ,,tak", to ona go zrzuci, jeśli powiem ,,nie", on sam skoczy. Nie wytrzymam. Co ja poradzę na to, że tak mi na nim zależy.

-Tak...- powiedziałem, nie odrywając wzroku od przyjaciela. Ten spojrzał na mnie niedowierzając. Nie wiedziałem, co teraz zrobić.- Kocham cię Stefan...- wyszeptałem.

-Michi...- usłyszałem jego głos...- Michi...- znów.- Michi wstawaj.- głos dobiegał teraz jakby z bliska.

Rozwarłem lekko oczy i ujrzałem przede mną twarz mojego przyjaciela. Poderwałem się szybko tak, że po chwili znalazłem się na podłodze obok mojego łóżka. Stefan patrzył się na mnie, marszcząc czoło. Natychmiast to zauważyłem, więc szybko podniosłem się z ziemi.

-Michi... wszystko w porządku?- spytał zmartwiony.

-Jasne.- próbowałem się uśmiechnąć, ale jakoś słabo to wyszło. W dalszym ciągu w głowie miałem mój sen. Przed oczami tkwiła mi zapłakana twarz Kraftiego, stojącwgo nad przepaścią oraz wściekłe oczy mojej dziewczyny. Wpatrywałem się w twarz mojego przyjaciela. Czyli jednak to prawda... Czyli Kraft... podoba mi się? Tak mówiła tylko moja podświadomość, ale to niewyjaśnione uczucie stawało się dla mnie coraz bardziej prawdopodobne.

-Michi, co się stało? Przez sen gadałeś dziwne rzeczy.- mówiąc to, zmieszał się lekko.

-A... a co konkretnie mówiłem?- spytałem trochę wystraszony. Jak wygłosiłem jakiś rozległy monolog o mojej miłości do Stefana, to mam nieźle przerąbane...

-Coś o Claudii i... hmm... o mnie...- powiedział cicho. Stanąłem jak wryty. Cholera... co ja tam nagadałem?

-Emm... Nie pamiętam, co mi się śniło...- skłamałem, podchodząc do szafki z ubraniami, by nie patrzeć mu w twarz.- Zresztą... To tylko sen, co to ma za znaczenie?- machnąłem lekceważąco dłonią.

Kraft pokiwał głową. Nie wyglądał, jakbym go przekonał.

-Za godzinę wylatujemy.- oznajmił i wyszedł z pokoju. Coraz częściej robił to bez uprzedzenia.

Za godzinę? Ja jeszcze nie jestem spakowany, nic. Mało mnie to obchodzi... Teraz mam wielki problem. Nie wiem, co się ze mną dzieje... Jestem strasznie rozkojarzony i nieobecny. Czemu akurat ja musiałem tak trafić. Zakochać się w swoim przyjacielu? Nie no gorzej już chyba nie można. Mogę być tym cholernym gejem, nic przecież nie mam do homoseksualistów, ale żeby w Stefanie! To nie może dziać się naprawdę. Może nadal śnię? Może jeszcze nie obudziłem się do końca? Niestety... Szara prawda dopadała mnie z każdą kolejną sekundą.

***

Godzinę później siedzieliśmy już w samolocie, lecącym do Rosyjskiego Niżny Tagił. Następne zawody dopiero za tydzień, ale ja mam przeczucie, że przez te sześć dni sporo się wydarzy.

Gdy dolecieliśmy na miejsce, przesiedliśmy się z samolotu do luksusowego autokaru. Wszystkim dopisywał humor, z wyjątkiem mnie. Stefan też nie tryskał radością. Kilkakrotnie chyba chciał coś mi powiedzieć, ale powstrzymywał się. Patrzył na mnie to z zaskoczeniem, to z zamyśleniem, to ze smutkiem w oczach, to zaś z zapałem...

Dojechaliśmy do hotelu. Jedno trzeba przyznać. W tej Rosji to mają ładne hotele. Wybraliśmy swoje pokoje. Wszyscy woleli mieć je osobno, ale ja z Kraftem mieliśmy zwykle wspólny. Spojrzałem na niego, oczekując jakiegoś znaku, czy aby tym razem się nie rozmyślił, ale on tylko pokiwał głową. Gregor coś tam jeszcze biadolił, że będzie samotny, ale po stwierdzeniu Thomasa, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, nasza mała diva obraziła się i ruszyła do pokoju. Jejku, teraz do mnie doszło, jakie ja mam szczęście w nieszczęściu. Co prawda jestem nieszczęśliwie zakochany, bo wątpię, czy Stefan odwzajemnia moją miłość, jeśli tak w ogóle można to nazwać, ale popatrzmy na to inaczej. Przez większą część roku dzielę pokój ze swoją miłością.

-Michi, chodź się przejść.- zaproponował, gdy ledwo co odłożyliśmy walizki. Co prawda byłem trochę zmęczony całą podróżą, ale przecież nie mogłem mu odmówić. Szybko odświeżyliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz.

***

Siedzieliśmy na jakiejś ławce w najbliższym parku. Kraft co chwila zerkał na mnie.

-Stefan, jak chcesz mi coś powiedzieć, to gadaj, a nie rób jakichś podchodów.- stwierdziłem po chwili. Nie mogłem już znieść tych jego spojrzeń, chciałem jak najszybciej wysłuchać go i zapomnieć, bo mniemam, że nie jest to nic szczególnie dobrego.

On rozejrzał się wokoło, jakby patrząc, czy nikt nas nie podsłuchuje. W końcu odetchnął i zaczął powoli.

-Michi, powiedz mi, czy to co mówiłeś przez sen, jest prawdą?

Patrzyłem na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Przecież nie wiem, co gadałem przez ten cholerny sen. Z każdą sekundą miałem coraz gorsze przeczucia. Słusznie?

-A co mówiłem konkretnie?

Stefan znów się rozejrzał, po czym przysunął się bliżej, mówiąc szeptem. Z początku jęknął coś niezrozumiale, rozglądając się po raz trzeci. Spojrzał na mnie, potem na swoje dłonie położone na udach. Przygryzł wargę.

- Mówiłeś... mówiłeś, że mnie... że mnie kochasz...

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz