Delikatne słońce obudziło mnie z samego ranka. Rozejrzałem się po pokoju. Był dość mały, ale za to bardzo przytulny. Mój wzrok natychmiast podążył w stronę śpiącego Stefana. Kiedy śpi, wygląda naprawdę uroczo.
Podniosłem się z łóżka i spojrzałem na zegarek. Była dopiero 9:00, a dzisiejszego dnia trener oszczędził nam treningów. Wszedłem do łazienki i ubrałem się. Przez chwilę zastanawiałem się, jak mam uczesać włosy, lecz po paru nieudanych próbach pozostałem przy mojej zwyczajnej fryzurze. Gdy wróciłem do pokoju, Kraft już siedział na swoim łóżku, przecierając oczy. Uśmiechnąłem się do niego na powitanie.
-Dzień dobry kochanie.- I on posłał mi uśmiech.
-Bardzo dobry.- mówiąc to, spojrzałem za okno, zza którego dochodziły promienie słoneczne.
-Może byśmy się gdzieś dzisiaj przeszli?- spytał ciemnowłosy, stając koło mnie i również kierując wzrok na osłonecznione błonia.
-Z tobą pójdę wszędzie.- uśmiechnąłem się, po czym zbliżyłem się do niego i delikatnie musnąłem ustami jego brodę, na której przez noc pojawił się lekki zarost. Jak to zwykle bywało, Stefan zarumienił się. Tak wyglądał jeszcze bardziej uroczo. Po jeszcze jednym całusie ode mnie tym razem w policzek, rozpromieniony udał się do łazienki. Ja usiadłem na stołku przy oknie i czekałem, aż mój ukochany będzie gotowy do wyjścia.
***
Lekko obawiałem się, że Popingerowi wymsknie się coś innym o naszej orientacji, ale na to nie wyglądało. On sam tylko coraz częściej uśmiechał się do nas, jakby w zapewnieniu, że wszystko będzie dobrze.
-Chłopaki...- nagle do naszego stolika przyszedł Richard Freitag z szerokim uśmiechem na twarzy.- Wyczaiłem taki dobry klub na mieście.- Jest dopiero 10:00 rano, a on już wybrał się na miasto, by wyczajać kluby?!- I dziś wieczorkiem organizuję małą imprezkę.- ,,mała imprezka" w jego wykonaniu zwykle rozrasta się w imprezę roku, oczywiście póki następna zorganizowana przez niego jej nie przebije.- Więc zapraszam was wszystkich.- zakończył z pełnym satysfakcji uśmiechem.
-Ja wpadnę na pewno.- pierwszy zgłosił się Thomas. Ciekawe, kogo tym razem zechce pozabijać.
-No pewnie, że idziemy.- uśmiechnął się Poppi. Dla niego muszą kupić wannę.
-Idziemy wszyscy.- stwierdził Fettner.
-Pewnie.- oznajmił Gregor.- Czym jest impreza beze mnie.- Ten nie przegapi żadnej okazji, by nie powiedzieć całemu światu, jaki to jest genialny.
-Nie przepuścimy takiej okazji.- Kraft uśmiechnął się. Ja również pokiwałem głową.
-To widzimy się o 20:00 w klubie ,,W zielonym gaju". Tu macie adres.- Niemiec podał nam wszystkim karteczki z ulicą i numerem lokalu. Widać, że organizacja imprez to jego pasja.
***
Powolne kroki odbijające się echem po pustej ulicy, gdzieś na obrzeżach miasta. Kroki twoje i ukochanej przez ciebie osoby. Wokół nie widać żywego ducha. Słychać tylko świst wiatru, który ugina gałęzie drzew znajdujących się przy pustej drodze. Moja dłoń zaciska się na dłoni Stefana, a druga spoczywa w kieszeni mojej kurtki. Kroczymy opustoszałą uliczką, co chwila spoglądając sobie w oczy. Nasz spacer trwa już ponad dwie godziny i gdyby nie zmarznięty nos, i czerwone policzki, mógłbym tak chodzić przez wieczność.
Po chwili ujrzeliśmy jakąś ławkę z jedną deską wyłamaną. Mimo to usiedliśmy na niej. W swej prostocie miała nadzwyczajny urok. Stefan włożył obie ręce do kieszeni i oparł się o mnie. Obydwoje wpatrzeni byliśmy w szczere pole przed nami. Słońce teraz było w najwyższym punkcie tego dnia, ale że aktualnie panował grudzień i tak nie uplasowało się zbyt wysoko nad horyzontem. Sięgnąłem dłonią ku głowie Stefana, pogładziłem jego ciemne włosy, po czym złożyłem na nich pocałunek. Po tym geście Kraft poruszył się i usiadł prosto, spinając mięśnie i z zamyślonym wzrokiem wpatrywał się w odległe domy. Nie wiedziałem, co tak nagle go speszyło, więc po razu drugi wyciągnąłem rękę w stronę jego włosów, lecz tym razem Stefan złapał ją, nim zdążyłem dotknąć jego ciemnych kłaków. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.
-Michi... chyba powinniśmy porozmawiać.
-Cały czas rozmawiamy.- uśmiechnąłem się niepewnie. Wiedziałem, że przecież nie o to mu chodzi, ale chciałem trochę rozładowań, nie wiedzieć czemu napinającą się atmosferę.
-Nie powinniśmy tak pokazywać całemu światu, kim jesteśmy.- wymamrotał, przyglądając się swoim butom.- Chodzi o to, że nie możemy chodzić za ręce po jakiejś ulicy jak gdyby nigdy nic.
-Ale przecież widzisz, że nikogo tutaj nie ma.- Obejrzałem się wokół, jakby na potwierdzenie tych słów. Rzeczywiście na ulicy panowała niczym niezmącona cisza.
-A jeśli ktoś by był, a my nie zauważylibyśmy go i on zrobiłby nam zdjęcie i wstawił do internetu?
-A nawet jeśli, to co z tego?
-Co z tego?! Michael ty nie rozumiesz? To zniszczyłoby wszystko! Naszą karierę! Nasze życie!
Patrzyłem na niego, nic nie rozumiejąc. Czego on się tak boi? Widać mamy dwa odmienne zdania w tym temacie.
-Czy ty naprawdę wstydzisz się tego, kim jesteś?- spytałem, przyglądając się uważnie jego twarzy. Przez chwilę patrzył na rozległe pole, po czym zwrócił wzrok na mnie.
-Michi... To nie tak... Ty wiesz, że kocham cię nad życie, ale gdyby to się wydało...
-A gdyby się wydało, dalej kochałbyś mnie? A może wolałbyś wyprzeć się wszystkiego i żyć w spokoju, nadal udając partnera Marisy? Żeby wszystko było dobrze?
Kraft milczał, znów wpatrując się w swoje buty. Zacisnąłem powieki.
-Czy to aby na pewno jest miłość?- zadałem to nurtujące mnie od dłuższej chwili pytanie. Stefan natychmiast spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
-Michi... To nie tak, ty o tym wiesz... Wiesz, że cię kocham...
-Wiem...- wyszeptałem, a moja dłoń ruszyła w stronę policzka mojego ukochanego, lecz nim go dotknęła, powstrzymałem się.- Ale nie wiem, czy ty sam to wiesz...- Wstałem, wkładając dłonie do kieszeni.
-Michael...- podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.- Wrócimy jeszcze do tej rozmowy?
Wpatrzyłem się w najbliższe drzewo, nie w pełni przytomnym wzrokiem. Zamyśliłem się, spojrzałem na latarnię przy chodniku, wyjąłem dłonie z kieszeni, po czym z powrotem je tam włożyłem. Przegryzłem wargę.
-Oczywiście... kochanie.- odpowiedziałem sucho, akcentując drugie słowo. Jeszcze przez chwilę patrzyłem na czarne oczy Stefana, w których iskrzyły się niewydobyte jeszcze kropelki łez. Pokiwałem głową, po czym odwróciłem się i ruszyłem ulicą. Obejrzałem się za siebie. Stefan dalej stał w miejscu wpatrzony przed siebie. Może liczył, że wrócę się do niego, przeproszę? Może chciał, bym odwrócił się po raz drugi, patrząc, czy nie idzie za mną? Ale ja odwróciłem się tylko ten jeden raz.
![](https://img.wattpad.com/cover/66373274-288-k930198.jpg)
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfic[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...