Przez resztę nocy śpiąc, wydawało mi się, że jest jak dawniej. Że w każdej chwili, gdy tylko otworzę oczy, ujrzę obok mnie rozłożonego Stefana. Bez wahania czy krępacji obejmę go i wtulę twarz w jego ramię. Podczas takich snów zadawałem sobie pytanie, czego ja właściwie oczekuję od życia, Krafta i siebie. Tej nocy budziłem się parokrotnie, siadałem na łóżku, przecierałem spocone czoło ręką, uspokajając oddech. Rozglądałem się wokoło i dopiero gdy uświadamiałem sobie, że jestem sam w ciemnym, pustym pokoju, a jedyne dźwięki to te, dobiegające zza okna takie jak huczenie sowy czy zwyczajny szum wiatru, kładłem się z powrotem, zamykając oczy i zasypiając po raz kolejny. I znów wydawało mi się, że Stefan podchodzi blisko mnie i budzi mnie pocałunkiem i słodkim szeptem ,,Dzień dobry kochanie". Zastanawiałem się, czy rzeczywiście chciałbym, by tak było. Na początku uważałem, że zdecydowanie nie, jednak teraz przemyślałem to i sądzę trochę inaczej. GDYBY nie wydarzyło się to wszystko, co się wydarzyło... Jak najbardziej chciałbym powrotu tych chwil. Jednak czasu cofnąć nie można.
***
Z samego rana wylecieliśmy do Trondheim. Stojąc w recepcji, przez chwilę dostrzegłem znaczące spojrzenie Stefana, gdy braliśmy kluczyki do jedno lub dwuosobowych pokoi. Pokręciłem tylko głową, szybko biorąc jeden z tych dla jednej osoby. Nie chciałem znów zaczynać jakiejś, choć najmniejszej więzi w postaci wspólnego pokoju. To zdecydowanie za dużo.
***
-Chodź Michael!
Gdy po całodziennym treningu w końcu opadłem na łóżko wykończony wielkim wysiłkiem, usłyszałem jakiś głos z korytarza. Przetarłem oczy, które już kleiły mi się, nie zamierzając pracować ani chwili dłużej. Spojrzałem na zegarek w komórce, który wskazywał teraz godzinę 21:00. Kuttin naprawdę dał nam dzisiaj popalić. W końcu każdy chce pokazać się jak najlepiej pod koniec sezonu, bo to ostatnia okazja do zdobycia jakichś osiągnięć czy punktów w Pucharze Świata. Później czekają nas jakieś osiem miesięcy odpoczynku, oczywiście z przerwą na zawody letnie. Wiadomo, że ćwiczyć musimy tak czy siak, ale treningi poza sezonem nie są już takie intensywne i wyczerpujące jak te w jego trakcie. To idealna okazja by poprawić to i owo, zdobyć formę, dobrze przygotować się do następnego sezonu, by zacząć go jak najlepiej.
-No idziesz?- drzwi mojego pokoju otworzyły się i ujrzałem w nich głowę Hilde. Spojrzałem na niego ledwo przytomnym wzrokiem.
-Gdzie?
-No chodź, nie marudź.- wyszedł, trzaskając drzwiami. Chcąc nie chcąc, zczołgałem się z łóżka i powędrowałem na korytarz. Poszukałem wzrokiem Norwega, lecz nie było go tu już. Ruszyłem więc schodami w dół na parter.
-Jesteś.- powitał mnie uśmiechnięty Stefan. Worki pod jego oczami i ogólny wyraz twarzy mówił, że i on jest zmęczony, ale starał się tego nie okazywać, używając dziarskiego głosu.
-Jestem, ale powiedz mi po co?
-No widzisz, poprosiłem...- ale nie było mi dane usłyszeć jego dalszych słów, gdyż przerwał nam powrót jak zawsze tryskającego energią Toma.
-To ruszamy gołąbeczki.- oznajmił i wyszedł z hotelu, najwyraźniej oczekując, byśmy podążyli za nim.
Rzuciłem pytające spojrzenie w stronę Krafta, który tylko wzruszył ramionami i ruszył za Hilde. Wyszliśmy na zimną ulicę, przez cały czas nie spuszczając oka z Norwega, co było dość trudne, gdyż wokół panował już mrok. Zaraz do niego dołączyli Fannemel i Bardal, którzy wyłonili się gdzieś z bocznej uliczki. Teraz szliśmy w odległości około dwóch metrów za dwójką Andersów i wiecznie nawijającym Tomem.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fiksi Penggemar[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...