Stefan siedział bez ruchu, wpatrując się na mnie. Nie wierzył, albo bardzo nie chciał wierzyć w to, co właśnie usłyszał.
-Czyli jednak...- Stwierdził smutno.- Tak myślałem...
-Tak myślałeś?- spytałem. Czyli że co? Kraft domyślał się? Ale jak?
-Widziałem, jak na ciebie patrzy. Znam doskonale ten wzrok. Ty patrzysz na mnie w taki sam sposób.- Spróbował się uśmiechnąć, ale zamiast tego na jego twarzy pojawił się lekki grymas. Znów zapadło to niezręczne milczenie, w ciągu którego patrzyłem na niego, lecz on utkwił spojrzenie gdzieś w podłodze.
-Co mu odpowiedziałeś?- Spytał powoli.
-Że nie ma u mnie szans, że nigdy do niego nic nie poczuję, ale on dalej swoje.
-To znaczy?
-Że będzie walczył, że mu zależy, że nie odpuści...- Westchnąłem głęboko.- A ja już mam tego wszystkiego dość... Czemu wszyscy muszą się do nas przyczepiać, zawsze komplikować nam życie, mieć jakieś ,,ale" ? Czemu nasze życie nie może być proste jak każdego innego?
-Bo życie nie jest proste Michi.- stwierdził Krafti, przysuwając się do mnie. Delikatnie pogładził wierzch mojej dłoni.- Ale musimy sobie jakoś z tym poradzić.
-Ale ja już nie daję rady. Ty też masz tego dość...- Stwierdziłem ze smutkiem.
-Musimy jakoś dać radę.- Stefan spuścił głowę.- Po prostu musimy... Musisz ignorować go, to wtedy się odczepi.
-Tak myślisz? On nie wygląda na takiego...- Zacisnąłem dłoń na jego dłoni. On odwzajemnił uścisk.
-Byle byś nie dał się mu tak jak... Tak jak ja...- Odwrócił wzrok. Jeszcze mocniej uścisnąłem jego rękę, by mieć pewność, że nigdzie nie odejdzie. Przyciągnąłem go lekko do siebie tak, by jego twarz znów znalazła się naprzeciw mojej.
-Nie dam się mu.- Wyszeptałem, przysuwając się bliżej i stykając nasze nosy ze sobą.- Obiecuję...- Delikatnie musnąłem jego usta. On podniósł głowę, dopełniając pocałunku. Słodki smak ust mojego ukochanego działał na mnie jak balsam, leczył wszystkie rany. W tej niepozornie krótkiej chwili zatopiłem się cały, chcąc nieodłącznie czuć to wspaniałe uczucie i motylki, które z każdym pocałunkiem wydobywały się na nowo. Po skończonej czynności przytuliłem Stefana.
-Będzie dobrze.- wyszeptałem, lekko uśmiechając się pod nosem. Bardzo w to wierzyłem.
***
Nie minęło wiele czasu, a nadeszła chwila rozpoczęcia konkursu. Po pocałunku Stefana poczułem w sobie dużą falę pozytywnej energii. Całym sobą czułem jego wsparcie, choć wiedziałem, że coś go jeszcze trapi, jednak nie umiałem powiedzieć co. Zaufanie. Teraz i zawsze potrzebne były nam ogromne pokłady zaufania. Niestety moje zaufanie do Stefana zostało zachwiane i do tej pory nie odbudowało się w stu procentach. Chciałem mieć pewność, że on już nigdy mnie nie zawiedzie, że nie zostawi, nie oszuka, ale ilekroć moja psychika dopuszczała do siebie taką możliwość, na horyzoncie pojawiał się Gregor, który samą swoją obecnością przypominał o złamanym sercu, a to w trakcie gojenia ran, nie jest takie mocne. Jednak Stefan nie ma powodów, by nie ufać mi, przynajmniej tak myślę. Czy kiedykolwiek dałem mu powód do zwątpienia? Zawsze przecież staram się robić wszystko, by był szczęśliwy... Jednak teraz mam nieodłączne wrażenie, że nie ma do mnie całkowitego zaufania w kwestii Eisenbichlera. Ale czy ja mam go sam do siebie?
-Czyli skaczemy.- Uśmiechnąłem się do mojego ukochanego, gdy obaj staliśmy już na górze, a od mojego skoku dzieliły mnie tylko dwie osoby.
-Jak najdalej Michi.- Krafti posłał mi ten swój piękny uśmiech, który zawsze napełniał mnie wielką radością. Zawsze wtedy miałem wrażenie, że mocno się rumienię. No cóż... Mam tylko nadzieję, że nikt za bardzo nie zwraca na to uwagi.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...