15. Odczep się

1.1K 119 21
                                    

-Witam państwa bardzo serdecznie. Dziś mamy niedzielę dwudziestego pierwszego grudnia. Na zewnątrz panuje lekkie zachmurzenie. Niestety nie mogę państwu podać aktualnej temperatury, bo nikt nie wpadł na to, by zamocować za oknem pokoju naszej dwójki zakochańców jakikolwiek termometr. Temperatura w środku wygląda na wystarczająco gorącą, więc kto by się tam przejmował pogodą na zewnątrz.

Poczułem chłód w stopach, świadczący o tym, że ktoś ściągnął ze mnie kołdrę. Dopiero teraz zaczęły dochodzić do mnie słowa Popingera.

-Nie wrzeszcz tak, bo cały hotel pobudzisz.- Przetarłem oczy i spojrzałem na stojącego obok, roześmianego Manuela.

-Cały hotel sam się obudził, bo już 9:00. Wiem, że wam tu jest bardzo dobrze, ale przypominam, że za pół godziny mamy trening.

-Za pół godziny?!- prawie krzyknąłem, natychmiast siadając na łóżku. Głowa Stefana, jeszcze przed chwilą usadowiona na moim ramieniu, teraz opadła na poduszkę.- Mogłeś tak mówić od razu, a nie paplać o pogodzie.- Stwierdziłem, szturchając Krafta, by i ten się obudził.

-Rola pogodynki bardziej mi odpowiada niż budzika.- Popinger zaśmiał się, patrząc, jak próbuję nakłonić przebudzonego już Stefana do wstania z łóżka. Nagle Krafti obrócił się szybko i po chwili już siedział okrakiem na moim brzuchu. Przewróciłem oczami z uśmiechem i wskazałem na Popiego. Stefan chyba nie spodziewał się, że w pokoju może być osoba trzecia, bo natychmiast zszedł ze mnie zawstydzony.

-Za pół godziny widzimy się na treningu.- zaśmiał się Manuel, po czym opuścił pokój.

-Nie powinniśmy zamykać tego pokoju na klucz?- spytał Kraft, w pośpiechu wkładając na siebie czystą koszulkę.

-Musimy się nad tym zastanowić.- uśmiechnąłem się.

***

Czasami widok jednej osoby może zmienić humor na dość długi okres czasu. Na przykład za każdym razem, gdy widzę Stefana, w moim brzuchu zaczynają latać motyle i wypełnia mnie uczucie szczęścia. Jednak na treningu nie jesteśmy tylko we dwoje.

Stał oparty o barierkę, gdy wraz z Kraftem przyszliśmy na miejsce. Od razu go dostrzegłem, bo z jego twarzy nie znikał wielki, szyderczy uśmiech. Gdy szliśmy w stronę naszej drużyny, on wodził za nami wzrokiem. Stefan wyraźnie próbował unikać jego spojrzenia.

Zaczęliśmy trening. Wszystkie ćwiczenia jak najdalej od Schlierenzauera. Niestety on chyba nie miał zamiaru odstępować Stefana na krok.

Gdy po raz trzeci ,,przypadkowo" wpadł na niego, postanowiłem zainterweniować.

-Weź ty się od nas odczep.- rzuciłem w stronę Gregora.

-Michael, uspokój się, od ciebie nie chcę niczego.- Uśmiechnął się i wymownie spojrzał na Krafta. Ten odskoczył na bok i stanął lekko za mną. Nasz królewicz najwyraźniej nie przejął się bardzo niechęcią czarnowłosego.

-To kiedy powtórka?- spytał, szczerząc zęby.

Już miałem coś powiedzieć temu nieznośnemu palantowi, lecz Stefan złapał mnie za rękę i odciągnął na bok.

-Kafti pilnuj go, bo dojdzie do rękoczynów!- zawołał za nami Gregor.

-Michi, proszę, nie zwracaj na niego uwagi.- wyszeptał Kraft.- Może... może, gdy go będziemy ignorować, on się odczepi...

Spojrzałem w tył, gdzie Schlierenzauer zajął się w końcu wykonywaniem jakiegoś ćwiczenia. Westchnąłem tylko i sam wróciłem do ćwiczeń.

***

-Może on chce wyprowadzić nas z równowagi, byśmy nie byli już tak wysoko w klasyfikacji.- Stwierdził Krafti, gdy dwie godziny przed konkursem leżeliśmy na łóżku w naszym pokoju, wpatrując się w sufit.-Wiesz... wczoraj zupełnie spaścił a ty byłeś trzeci, może jest zazdrosny i tyle.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz