To był ciężki tydzień. Dawno nie dawałem z siebie aż tyle podczas treningów. Każde wykonane przeze mnie ćwiczenie dedykowałem tej jednej jedynej osobie. Każde spojrzenie tej osoby było dla mnie wyjątkową nagrodą, a każdy jej uśmiech napełniał moje serce radością. Czym jest miłość? Teraz umiem bez problemu odpowiedzieć na to pytanie. To uczucie, zwane miłością, pod każdą inną nazwą byłoby równie piękne. Mówi się, że miłość to choroba. Skoro tak, to ja chcę być chory aż do śmierci. Gdy jesteś zakochany, twoje myśli zaprząta tylko ta jedna osoba, a jej wzrok jest dla ciebie droższy niż tysiące diamentów, uśmiech zaś słodszy niż maliny, dojrzewające w blasku letniego słońca. Gdy zaś nadchodzi chwila, w której wasze usta łączą się w jeden najpiękniejszy pocałunek, czujesz, że właśnie z tą osobą pragniesz spędzić resztę swojego życia.
***
Siedziałem na ławce przed naszym hotelem. Do konkursu pozostały jeszcze trzy godziny, a my byliśmy już po wszystkich treningach. Na zewnątrz panował chłód, ale lekkie słońce przyjemnie muskało twarz. Wokół nie było nikogo. Większość skoczków albo siedziała w swoich pokojach, albo dalej trenowała.
-Wszystko gra?- Usłyszałem głos po mojej prawej stronie. Nie musiałem patrzeć tam, bo nawet bez tego wiedziałem, do kogo on należy.
-Odkąd się pojawiłeś, jest wręcz doskonale.- Uśmiechnąłem się. Kraft odwzajemnił uśmiech i usiadł koło mnie.
-Ładna pogoda.- zaczął, patrząc przed siebie. Spojrzałem na niego, unosząc brwi.
-Naprawdę będziemy gadać o pogodzie?
-Możemy jeszcze gadać o Hoferze i jego wszechmocy. Chociaż gadając o nim, w pewnym momencie również przejdziemy do pogody.- wyszczerzył zęby.
-A co tak? Zakochałeś się w nim?- uśmiechnąłem się pod nosem.
-Zakochałem się, ale nie w nim.- Również na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wymieniliśmy radosne spojrzenia. Jak ja kocham z nim przebywać.
***
Najgorsze są te chwile oczekiwania. Gdy jesteś już na górze i od twojego skoku dzieli cię tylko parę skoczków, to wszystko zaczyna naciskać na ciebie. Cała presja konkursu czasami jest nie do zniesienia. Pogoda, piękna jeszcze pół godziny temu, teraz zmieniła się w pochmurną i nieprzyjemną. Słońce, które umilało chłodne popołudnie, teraz schowało się za chmurami, ustępując miejsca zimnej, grudniowej atmosferze.
-Powodzenia.- uśmiechnąłem się do Stefana, gdy czekaliśmy na górze na jego kolej.
-To ty dobrze się czujesz na tej skoczni, nie ja.- I on posłał mi lekko zdenerwowany uśmiech.- Na pewno pójdzie ci wspaniale.
-Wolałbym, gdyby wspaniale poszło nam obu.- Nie mogąc się powstrzymać, lekko pogłaskałem wierzch jego dłoni.
-Wierzę w ciebie.- uśmiechnął się do mnie i szybko odszedł w stronę belki.
Patrzyłem na telebim, zaciskając kciuki. Palce zdrętwiały mi już lekko, ale ich nie puszczałem, gdyż na belce zasiadał właśnie mój ukochany. Przyglądnąłem się jego skupionej twarzy, którą teraz z bliska pokazywał realizator. W jego ciemnych oczach widać było podniecenie, przejęcie, lekką obawę i wiele innych uczuć, których nie umiem nazwać. Wyszedł z progu i ta krótka chwila lotu. Stąd to wygląda tak prosto i przyjemnie, ale doskonale wiem, jak to jest, gdy siedzisz tam na górze i patrzysz na kibiców.
Odległość nie jest imponująca. Tylko 126,5m... Kurcze... a stać go na tak dalekie skoki. Jest dopiero ósmy.
Z niecierpliwością patrzyłem na kolejne skoki. Następny był Simon Ammann. Szwajcar jest u siebie, więc może pokazać, co umie. Jednak nie... Skacze tylko 125.5 i plasuje się na jedenastym miejscu, jest za Stefanem. Czech, Roman Koudelka skoczył 128 metrów. No ładnie. Tym skokiem obejmuje prowadzenia. Na belce zasiada Gregor. Ten ostatnio za bardzo się panoszy... Jakby lekko zawalił, nic złego by się nie stało. 124! Ha! Nasz biedny królewicz jest dopiero dwudziesty, oj jak mi przykro. Mówią, że to przez złe warunki... Akurat... Teraz ja im pokażę, jak się skacze... Przynajmniej mam taką nadzieję.
Chwilę później, która wydawała się wiecznością, siedziałem już na belce, oczekując na zielone światełko od Mirana. Przez sekundę przez myśl przebiegła nuta obawy, którą szybko odrzuciłem. Spojrzałem w dół rozbiegu. Mgła, która opanowywała całą skocznię jeszcze przed chwilą, prawie całkowicie znikła. Nawet pogoda zdawała się grać na moją korzyść, choć wiatr w dalszym ciągu wiał w plecy. Szukając pozytywów, pomyślałem, że przynajmniej będę miał dodane punkty. Wziąłem głęboki oddech. Jest zielone. Ustawiam odpowiednią pozycję wyjściową i wybijam się z progu. ,,Wierzę w ciebie" powtarzałem sobie słowa Stefana podczas lotu. Chciałem zrobić to dla niego, by nie zawieźć jego oczekiwań i nadziei.
Tak! Wspaniała odległość, miażdżąca na głowy moich poprzedników! 133,5m! Teraz Gregor może mi pogratulować! Oczywiście jestem pierwszy. Staję w miejscu przeznaczonym dla prowadzącego, przyjmując gratulacje od Koudelki, który opuszcza to miejsce. W napięciu patrzę na skoki kolejnych skoczków.
Peter Prevc... Ładny skok na 132 metr. Ale jest drugi! Ha! To miejsce jest chyba dla niego przeznaczone. Następny Freund i 127,5 meta. Zajmuje dopiero siódmą lokatę. Norweg Fannemel. Tylko 124.5m i odległe dwudzieste pierwsze miejsce. Czyli...prowadzę po pierwszej serii!
-Gratulacje!- Usłyszałem za sobą rozradowany głos Stefana. Mężczyzna podszedł do mnie i przytulił niby po przyjacielsku, klepiąc po plecach dla pozorów. Trochę mnie to denerwowało, ale obiecałem mu, że ograniczymy się do czegoś takiego. Posłałem mu szczery uśmiech. On odwdzięczył mi się tym samym, wynagradzając wcześniejszy niedosyt.
***
Belka, światło, ty i odległy krzyk kibiców. I ta ogromna presja. Druga seria przebiegła naprawdę bardzo emocjonująco. Prowadzi Niemiec, Richard Freitag, widać jemu alkohol pomaga, drugi jest Czech, Roman Koudelka, a na ostatnim stopniu podium plasuje się Słoweniec, Jernej Damjan. Mój skok jest ostatnim tego konkursu. Przymykam oczy i gromadzę wszystkie myśli w jedną kulę. W uszach szaleje głośny doping kibiców. Zielone światełko i ruszam. To jest ładny skok, choć nie tak dobry, jak w pierwszej serii. 131m... Nie wystarczy do wygranej. Obawiam się, że przegram też z Czechem, ale czy będę na podium? Trzecie miejsce, egzekwo ze Słoweńcem. Wspaniale, ale czuję lekki niedosyt. Co innego, gdybym po pierwszej serii był gdzieś poza podium i wskoczył na trzeci jego stopień, wtedy bez wątpienia tryskałbym radością, ale miałem możliwość być wyżej, a nawet wygrać ten konkurs po raz pierwszy w karierze!
-No trudno.- podszedłem do Stefana, wzruszając ramionami. Chciałem to zrobić, chociażby dla niego, ale niestety nie tym razem.
-Coś ty taki smutny?- spytał, idąc w moją stronę. On wyraźnie był bardzo zadowolony.- Kolejne podium!
-Tak, ale nie wygrana.- odpowiedziałem markotnie.
-Już niedługo pokażesz im wszystkim, na co cię stać. Jak dla mnie to i tak jesteś najlepszy.- Uśmiechnął się, przytulając krótko. Oczywiście bardziej bym się cieszył z jakiegoś buziaka, ale wiedziałem, że na razie to musi wystarczyć.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...