Stefan zamknął oczy, zaciskając dłoń na mojej ręce. Jeszcze przed południem oddałbym za to wszystko, ale nie teraz. Wyrwałem rękę z uścisku zaskoczonego Austriaka i energicznie wstałem z łóżka.
-Czekaj tu.- rzuciłem w jego stronę i wyszedłem na korytarz. Najchętniej zostawiłbym go, ale muszę mieć pewność, że nic poważniejszego już mu nie grozi. Przez chwilę stałem przed drzwiami, rozglądając się po pustym korytarzu i zastanawiając się, do kogo mogę zwrócić się o pomoc, by nie wywołać niepotrzebnej afery. Po krótkiej chwili wpadła mi do głowy pewna osoba. Zdecydowanym krokiem ruszyłem do części hotelu zamieszkałej przez Słoweńców. Na początku natrafiłem na Tepeša, którego właśnie odwiedzał tatuś. Zanim wszedłem, dyskutowali o czymś ochoczo, lecz gdy pojawiłem się w progu, zamilkli. Pokierowali mnie oni w stronę pokoju zamieszkałego przez poszukiwaną przeze mnie osobę. Udałem się więc we wskazanym kierunku i już po chwili pukałem do drzwi pokoju Laniška. Odpowiedziało mi krótkie ,,wchodź". W pomieszczeniu siedzieli Prevc, Kranjec i właściciel. 2/3 osób uśmiechnęło się na mój widok, bo oczywiście kamienna twarz Petera nie pozwalała mu na to. Chyba wszyscy zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Poprosiłem Anže na słówko i szybko wytłumaczyłem mu całą sytuację. Słoweniec tylko uniósł brwi ze zdziwienia, ale na szczęście nie skomentował zachowania Stefana. Może plotki o tym, że i on bierze to i owo, nie są znowu takie odległe prawdzie? Mężczyzna tylko wziął coś ze swojej walizki i ruszył w stronę pokoju Krafta. Przez moment zastanawiałem się, czy i ja nie powinienem tam pójść, lecz zrezygnowałem z tego pomysłu. Nie miałem najmniejszej ochoty widzieć Stefana po tym, czego jeszcze przed chwilą się dowiedziałem. Przez moment miałem lekkie wyrzuty sumienia, bo przecież mogłem coś zauważyć wcześniej, ale szybko się ich pozbyłem. Krótka myśl przebiegła przez moją głowę ,,Może na to zasłużył?".
***
Następne dni mijały nieubłaganie szybko. Ale czy coś się w nich zmieniło? Na pierwszy rzut oka nie. Ciągle towarzyszyły nam wyczerpujące treningi, wokół wyczuwalna była atmosfera towarzysząca mistrzostwom świata, na nocnym stoliku Krafta codziennie pojawiała się róża. Czasami idąc do kwiaciarni i z powrotem mocno zastanawiałem się, dlaczego wciąż to robię. Może już z przyzwyczajenia? Może z faktu, że chcę dokończyć moje postanowienie niezależnie od sytuacji? Może to przez serce, które gdzieś w głębi przekonywało mnie do ciągłej miłości do Stefana? Jednak teraz czułem się zupełnie inaczej. Jakby w ogóle nie zależało mi na nim. Albo może inaczej... Na samym Krafcie, jego charakterze, uśmiechu i pięknych oczach zależało mi w dalszym ciągu tak samo bardzo. Na Kraftcie, którego znałem, czy raczej tak mi się wydawało. Gdy teraz nad tym myślałem, zastanawiałem się, czemu wcześniej tego nie zauważyłem. Jak mogłem nie widzieć, że od pewnego czasu dzieje się z nim co niedobrego... Z tym Kraftem, którego poznałem pare dni temu, nie chciałem mieć nic wspólnego...
***
Nim się obejrzałem, nadszedł dzień kolejnego konkursu. Mimo że pozornie czułem się nadzwyczaj lekki, gdzieś w środku wciąż byłem niespokojny. Nie przejmowałem się niczym, co działo się koło mnie. Skakałem, bo tak wypadało, ale nie przykładałem do tego większej wagi czy emocji. Tak samo klaskałem po skoku Krafta, Gregora czy każdego innego skoczka, nawet jeśli nigdy z nim nie rozmawiałem. Nie powiem, że się nie starałem, ale nie wkładałem w swoje dwa skoki serca, co było konieczne do otrzymania dalekich odległości w dobrym stylu, przy ogromnych pokładach satysfakcji i zadowolenia z siebie. Skończyłem ten piękny dzień na nie najgorszym, czternastym miejscu po skokach na 125m i 119,5m. Na podium stanęli Freund, Schlierenzauer i nasz mistrz z małej skoczni Velta. Kraft uplasował się na wysokim, piątym miejscu. Tak jak się spodziewałem, Niemcy postanowili zorganizować imprezę na cześć swojego mistrza, a że następny konkurs, drużynowy, miał odbyć się dopiero za dwa dni, nikt nie mógł mieć nic przeciwko temu pomysłowi. Gdy otrzymałem zaproszenie od Freitaga, nie zastanawiałem się nawet przez chwilę. Chciałem w końcu porządnie się napić, a opijanie się samemu nie prowadzi do niczego dobrego, więc tu przynajmniej będę miał towarzystwo. Nie zamierzałem jednak opijać się do nieprzytomności, bo jutro też są treningi, a ja nie mam nikogo, kto po nocach chciałby wyciągać mnie z rowów, czy choćby nawet w nich ze mną leżeć.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...