51. Daleko

667 71 14
                                    

24.01.2015

Obudziłem się, lecz nie miałem zamiaru otwierać oczu. Tak było mi bardzo dobrze, więc chciałem zatrzymać tę chwilę dla siebie na zawsze. Nie byłem zbyt zmęczony, bo doskonale wiedziałem, że nie jest noc, tylko właśnie skończyłem regenerującą drzemkę w ciągu dnia. Niekiedy takie są bardzo potrzebne.

Poczułem, że ktoś dotyka moich włosów. Doskonale wiedziałem, kto to jest. Uśmiechnąłem się lekko i rozwarłem powieki. Leżałem na łóżku, na kolanach Stefana. Teraz patrzyłem z dołu na jego skupioną twarz.

-Co robisz?- spytałem cicho.

-Robię ci nową fryzurę.- Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Moja dłoń automatycznie ruszyła ku włosom. Pod palcami na niewielkim odcinku z prawej strony poczułem cztery cienkie warkoczyki. Kraft właśnie był w trakcie plecenia kolejnego. Natychmiast wstałem i spojrzałem w ekran komórki, by zobaczyć, co on zrobił z na szczęście małą częścią moich włosów. Rzeczywiście na moich blond kłakach widniały warkoczyki, choć widać było, że fryzjer nie ma wprawy w ich robieniu.

-Wyglądasz słodko.- stwierdził Stefan cały czas z uśmiechem na różowych ustach.

-Pomyśl o zmianie zawodu.- zaśmiałem się i z powrotem opadłem na jego kolana. On pogładził mnie po czole.-Za ile konkurs?- spytałem, ponownie zamykając oczy, gdy on dorwał kolejny kosmyk moich włosów.

-Dopiero za dwie godziny. Śpij.

Nie miałem zamiaru przerywać sobie tych pięknych, ostatnimi czasy zaniedbanych chwil, szczególnie że przed zawodami należy się zrelaksować i odpocząć. A momentów spędzonych ze Stefanem nigdy nie jest za dużo, zwłaszcza, że tak rzadko się zdarzają.

***

Dwie godziny szybko zmieniły się w godzinę, a ta w mgnieniu oka skróciła się do zaledwie trzydziestu minut.

-Michi. Michael wstawaj.- Z głębszego już snu wybudził mnie mój ukochany, słodki głos.- Michi za pół godziny konkurs!

Na te słowa natychmiast wszelka senność opuściła mnie. Widocznie i Stefan stracił poczucie czasu. Poderwałem się szybko i wyskoczyłem z jego łóżka, od razu podchodząc do szafy i szukając w niej potrzebnych rzeczy. Krafti też dopiero teraz zaczął wszystko pakować, bo wcześniej udaremniała mu to moja głowa osadzona na kolanach. Zerwaliśmy kurtki z wieszaka i popędziliśmy przez pusty już korytarz na zewnątrz. W ostatniej chwili zdołaliśmy dobiec do autobusu, którym mieliśmy się udać na skocznię. Okazało się jednak, że musimy zabrać się z drużyną Słoweńską, bo tylko oni jeszcze zostali. Przez chwilę zastanawiałem się, czemu Kuttin nie martwił się, że nas nie ma.

-Gdy pukał do naszego pokoju, odkrzyknąłem mu, że zabierzemy się z kimś innym. Nie chciałem cię budzić. Pięknie wyglądasz, jak śpisz.- Wyjaśnił Kraft, jakby czytając w moich myślach i zajął miejsce koło mnie. Pokręciłem głową z uśmiechem i w tej chwili autokar ruszył z parkingu.

Słoweńcy to w miarę spokojna drużyna. Oczywiście porównując ich choćby do nas, Norwegów czy Niemców. Jedynie Lanišek wydaje się być rozrywkowy, reszta jakby błądząc w swoich myślach, zapominała o bożym świecie. Najlepszym tego przykładem był Prevc i jego znana wszystkim, kamienna twarz. No cóż... Można powiedzieć, że Anže jest jego idealnym przeciwieństwem, nie tylko patrząc na mimikę twarzy i wiecznie goszczący na niej uśmiech, gdzie u Petera nie można było zaobserwować nawet drgnięcia kącików ust. Pozostaje tylko wierzyć, że kiedyś nadejdzie ta wiekopomna chwila i Prevc szczerze się uśmiechnie.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, wokół zebrał się już dość pokaźny tłum kibiców. Z ulgą wysiadłem z autokaru. Jakoś czuję się niezręcznie w towarzystwie Słoweńców. Pewnie dlatego, że nie spędzam z nimi wiele czasu. Ale lepiej Słoweńcy, niż Austriacy, których nie trawię. I wcale nie mam tu na myśli Schlierenzauera czy Fettnera... Wcale.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz