78. (Nad)zwyczajny

625 62 9
                                    

Kolejny zwyczajny dzień. Dzień jak co dzień. Każdy z nich taki sam, nic nieznaczący. Wraz z nadejściem marca, powietrze zaczynało robić się cieplejsze, słońce zachodziło później, choć śnieg dalej się utrzymywał. Przynajmniej tutaj. W Lahti. Zawsze lubiłem to miejsce choćby ze względu na spokój, który zawsze tu panuje. Pod skocznią nie ma rozwrzeszczanych tłumów fanów i mimo, że bez nich nasze kariery nie miałyby sensu, potrzebne są takie konkursy, w których zwyczajnie można od nich odpocząć. Mistrzostwa Świata skończyły się już jakiś czas temu, a do następnego konkursu pozostały jeszcze dwa dni. Jak zawsze, gdy tylko wstałem, ruszyłem na spacer. Codziennie rano wychodziłem i znikałem na około dwie godziny, bo tutejsza kwiaciarnia była już dość daleko od naszego hotelu. Niejednokrotnie zastanawiałem się już nad zaprzestaniem tej małej tradycji codziennego dawania róż Stefanowi, ale zawsze dochodziłem do wniosku, że już za długo to robię, by przestać. Ale po co to wszystko, skoro ani mnie na nim nie zależy, ani jemu na mnie... Prawda? Czy rzeczywiście mogę z czystym sercem i sumieniem powiedzieć ,,Już ani trochę nie zależy mi na Stefanie Krafcie"? Czasami myślałem nad tym, jak zareagowałbym, gdyby on zechciał mnie przeprosić. Wybaczyłbym? Wszystko wróciłoby do normy? Przecież już tyle razy puszczałem wszystkie jego wybryki w niepamięć... Bo go kochałem... Ale czy kocham nadal? Czy miłością można nazwać uczucie, w którym przebywając w jednym pomieszczeniu z daną osobą, chciałoby się ją jednocześnie przytulić, pocałować, ale i uderzyć, nakrzyczeć, upokorzyć... Jeśli tak, czemu tak trudno mi jest spojrzeć w jego ciemne oczy, które tak mnie zauroczyły? Jeżeli nie, czemu nie potrafię bez niego żyć?

***

-Michi...- Kraft zaczął, lekko oddalając się ode mnie.- Chcę ci w końcu to powiedzieć... Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny.

-Jak bardzo?

-Bardzo, bardzo.- uśmiechnął się i po chwili poczułem ciepło ust mojego przyjaciela na policzku.

Pamiętam ten moment, jakby to było wczoraj. Połowa grudnia, Niżny Tagił... Dzień po tym, jak Stefan dowiedział się o mojej orientacji. Chciałem, by te beztroskie chwile mogły wrócić. Bym znów poczuł te same motylki w brzuchu na dźwięk słów... mojego ukochanego.

***

Drzwi pokoju Stefana były zamknięte. Dziwne... Zawsze zostawiał je otwarte tylko po to, bym mógł zanieść tam różę. Wzruszyłem tylko ramionami, położyłem kwiatka na progu i znów wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na dość wysokim murku, machając nogami jak małe dziecko siedzące na zbyt dużym dla niego stołku. Z jakiegoś dziwnego powodu co chwila rozglądałem się wokół. Nie wiedziałem, czemu jestem taki niespokojny. Przecież ten dzień niczym się nie różni od pozostałych, zimnych dni rozpoczynających marzec, prawda? Bo przecież co jest dziwnego w dacie 05.03?

***

-Stefan...- zacząłem powoli.- Jeszcze nie powiedziałem ci czegoś wprost... Teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem, ponieważ jesteś tutaj. I... i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia.

-Ja też.- wyszeptał.

-Kocham Cię Stefan.

-Ja ciebie bardziej.- uśmiechnął się, kręcąc głową, by nasze nosy mogły zatańczyć piękny taniec miłości.

Te chwile nastąpiły zaraz po naszym pierwszym prawdziwym i upragnionym pocałunku. Wtedy to też o naszej orientacji dowiedział się Popinger. Nie wierzyłem swojemu umysłowi. Nie wierzyłem, by kiedykolwiek wcześniej między mną a Stefanem tak dobrze się układało... Gdzie to wszystko zaginęło? I czemu?

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz