28 grudnia 2014
Od samego rana panowała niezbyt ciekawa pogoda, ale mimo tego wokół wyczuwalne były duże emocje i lekki powiew stresu. Każdy traktuje Turniej Czterech Skoczni jak taki mały Puchar Świata. Poza tym na tych czterech konkursach zawsze panuje wspaniała atmosfera. Każdy chce wypaść jak najlepiej, oczywiście jak na każdym konkursie, ale ten turniej wzmaga to pragnienie.
Wiatr, wiatr i jeszcze raz wiatr. Nie przypominam sobie, byśmy go zapraszali dzisiejszego dnia na skocznie. I to czekanie... czekanie, czekanie, czekanie... I gdy już wyczekasz się te pare godzin i jesteś już całkowicie znudzony, oni tak po prostu odwołują konkurs... No świetnie. Przeniesiony na jutro. Wolałbym mieć to już za sobą, a nie od nowa zaczynać wszystkie treningi i znów czekać nie wiadomo na co.
-Jakieś pomysły na ciekawe spędzenie reszty tego dnia, by do reszty go nie zmarnować?- spytał Stefan, gdy jak najdłuższą drogą wracaliśmy do hotelu.
-Nie wiem, iść spać.- przewróciłem oczami. Nic mi się nie chciało robić do końca dnia. Cały dobry humor bardzo szybko wyparował.
-Spacer?
-Wyspacerujemy się po tym Oberstdorfie za wszystkie czasy.- stwierdziłem znużony.
-A jakby tak przejść się do jakiejś restauracji?- Stefan uniósł brwi.- Nie do żadnego klubu czy baru, tylko do pięknej, przytulnej restauracji.
Uśmiechnąłem się do niego. Bardzo spodobał mi się ten pomysł.
-Myślisz, że Richard mógłby polecić nam jakąś, czy on zna tylko kluby?
-Czego on nie zna? W Szwajcarii pamiętał nazwy wszystkich barów w okolicy, a nie znałby w Niemczech?
Krafti jak zwykle miał rację. Freitag dał nam całą listę przeróżnych bardziej lub mniej wykwintnych restauracji. W końcu wybraliśmy jedną dość niedaleko hotelu.
Przebraliśmy się i wyszliśmy na podbój doskonale poznanej już przez nas okolicy. Po przejściu przez dwie ulice ujrzeliśmy mały, dość niepozornie wyglądający budynek. Bez wahania weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w małym korytarzyku z ceglanych ścian. Znajdowała się w nim niewielka szatnia, za ladą której stał elegancko ubrany, młody mężczyzna. Daliśmy mu kurtki i ruszyliśmy dalej. W drzwiach do głównego pomieszczenia zastaliśmy kolejnego mężczyznę w garniturze, który wskazał nam stolik. Usiedliśmy wygodnie na brunatnych kanapach i zajęliśmy się czytaniem menu. W karcie było pełno dań, od krewetek do zwyczajnego kurczaka. Nie miałem kompletnie pomysłu, na co mam się zdecydować, więc poczekałem aż Kraft dokona wyboru i zamówiłem to, co on. Gdy złożyliśmy zamówienie na pstrągi, które polecił nam kelner oraz Crêpe, do tego kieliszki wina, wszystko w liczbie dwóch, miałem wreszcie czas na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Wokół panował dość tajemniczy wystrój. Wszystko utrzymane było w odcieniach brązu. Ściany pokrywały beżowe deski, gdzieniegdzie widać było same cegły, które również dodawały uroku. Na niektórych częściach ścian można było ujrzeć zdjęcia pięknych krajobrazów, albo bardzo stare, albo zrobione w sepii. Każdy stolik oddzielał od innych drewniany płotek zapewniający jako taką prywatność. Po około dwudziestu minutach podali nam dania. Muszę przyznać, że wszystko było wprost wyśmienite. Obiecałem sobie, że kiedyś wrócę do tej restauracji, by po raz drugi zjeść tego znakomitego pstrąga.
-No to za zdrowie i powodzenie w jutrzejszym konkursie.- Stefan uśmiechnął się i uniósł kieliszek z pięknym, czerwonym winem.
-J za dobre warunki.-Uśmiechnąłem się pod nosem, również unosząc kieliszek i upijając łyka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wznosiłem toast czymś innym niż wódką czy szampanem.

CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...