82. Godzina

608 71 8
                                    

Czułem się źle z własnymi myślami. Nigdy wcześniej nie miałem takiego wrażenia, że moje serce i umysł równocześnie zgadzają się i nie. Wiedziałem, że Stefan chce naprawić nasze wzajemne relacje a i ja tego chciałem, lecz mimo wszystko coś we mnie kazało go unikać jak ognia. Całe moje ciało jeżyło się, jakby wypuszczając kolce, gdy on przechodził obok mnie. Z jednej strony Stefan był dla mnie w tym momencie całkowicie obojętny i nie czułem się z tym źle. Z drugiej jednak pragnąłem, by siedząc przy nim, moje serce zaczęło mocniej bić. Brakowało mi jego ciepła, pocałunków... A może tak mi się tylko zdawało? Byłem zagubiony we własnych myślach, lecz zwykle dochodziłem do wniosku, że najlepiej by było, gdybyśmy jakiś czas od siebie odpoczęli, ale nigdy już nie próbowali być razem. Ta myśl, że mógłbym już nigdy nie poczuć jego słodkich ust, jeszcze parę tygodni temu bolała mnie niesamowicie, nie umiałem sobie jej wyobrazić. Teraz przyjmowałem ją ze spokojem, godziłem się z nią w stu procentach. Chciałem tego.

***

Kolejny konkurs minął szybciej, niż nam się zdawało, ponieważ panujące warunki nie pozwoliły na rozegranie drugiej serii konkursowej. Stefan zajął trzecie miejsce wraz z Simonem Ammanem. Drugi był Bardal a wygrał Freund. Ja uplasowałem się na dobrym, siódmym miejscu. Mógłbym próbować nie myśleć o niczym, lecz byłoby to zbyt trudne. Cały czas czułem na sobie niewygodne spojrzenie Krafta. Austriak na każdym kroku chciał pokazać mi, że chce spróbować, byśmy znów mogli osiągnąć status ,,przyjaźni" , ale dla mnie było to w tej chwili wręcz niemożliwe. Sama osoba Stefana sprawiała, że nie czułem się przy nim tak, jak dawniej. Tym razem to ja mu nie ufałem i bałem się, że już nigdy mogę nie zaufać. A przecież tak bardzo chciałem znów móc spędzić z nim choć jedną prostą chwilę bez zmartwień. Patrzyć na jego szczery uśmiech, na te piękne oczy, które dalej nie przestawały mnie fascynować. Pogodzić się z faktem, że wraz z każdym dniem, jakaś część mojego serca, w której żył Stefan, odrywa się nieodwracalnie, a ja dalej nic z tym nie robię.

***

Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Charakterystyczny dźwięk zegarka oznajmił mi, że parę minut temu wybiła północ i nastał kolejny dzień. Już dzisiaj wylatujemy do Norwegii, gdzie czekają nas trzy konkursy. Jeden w Trondheim, dwa w Oslo. A potem co? Potem już tylko Planica i koniec. Koniec marca, koniec sezonu. Tak szybko to minęło, a w tak pozornie krótkim czasie wydarzyło się tak wiele rzeczy. Niektórych wspaniałych i pięknych, innych trochę mniej. Zdecydowanie potrzebowałem odpoczynku od tego wszystkiego.

Nagle usłyszałem głośny trzask na korytarzu, tuż pod moimi drzwiami. Znając moich skocznych kolegów, ten dźwięk mógł oznaczać dosłownie wszystko, ale tym razem przypominał raczej pęknięcie jakiegoś plastiku. Wolałem sprawdzić, co to jest. Otworzyłem drzwi i zaskoczony oparłem się o ich ramę, przyglądając się Stefanowi, zbierającego z podłogi szczątki plastikowej skrzynki, na której najwyraźniej jeszcze przed chwilą siedział. W końcu dostrzegł mnie i odłożył wszystkie kawałki.

-Obudziłem cię?- spytał z troską. Pokręciłem głową.

-Co ty tu robisz?

-Nie mogłem spać.- wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni.- Więc wyszedłem na spacer i automatycznie zawędrowałem tu. Nie chciałem wchodzić, by nie wyjść znów na idiotę.

-Nie mogłeś zapukać? To byłoby przynajmniej bardziej kulturalne niż czekanie na kogoś w ciszy w ciemnym pokoju.- Na myśl przyszedł mi ostatni incydent. Uśmiechnąłem się w myślach, lecz moja twarz pozostała kamienna.

-Nie wiedziałem, czy śpisz. Nie chciałem cię budzić.

-Takim trzaskiem i tak byś mnie obudził.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz