-Hayböck zaczekaj!- usłyszałem za sobą głos, gdy wyszedłem z pokoju Stefana po pozostawieniu w nim róży. Obróciłem się powoli, by nie dawać mu powodów do myślenia, że już od paru dni niezmiernie czekałem, aż on odezwie się do mnie, czy choćby zwróci uwagę.
-Przez to, że nie rozmawialiśmy przez kilka dni, zapomniałeś, jak mam na imię?- spytałem Stefana, gdy ten zdążył już podejść do mnie. Na jego twarzy pojawiło się lekkie zmieszanie, które prawie natychmiast ustąpiło.
-Michael...- zaczął ponownie, podnosząc brwi w niewerbalnym pytaniu ,,tak może być?".- Jaki ma sens dawanie mi codziennie tych róż?- spytał, na co ja tylko pokręciłem głową, wzdychając. Uśmiechnąłem się nieznacznie, choć wcale nie było mi do śmiechu.
-Nie rozumiesz? Przecież ty wiesz, po co to robię, po co wpatruję się w ciebie nachalnie ze smutkiem w oczach, którego ty nie dostrzegasz...
-Nie łatwiej byłoby, gdybyś po prostu dał sobie z tym spokój? Nie będziesz szczęśliwy, ciągle myśląc o mnie. Spróbuj odpuścić tak jak...
-Jak ty? Stefan może i ty jesteś szczęśliwszy beze mnie, ale ja bez ciebie nie. Szkoda, że nasze wzajemne uczucia tak się od siebie różnią.- spojrzałem jeszcze raz na niego, po czym wyminąłem, ruszając w stronę jadalni.
-Ty dalej twierdzisz, że nie masz nic wspólnego z tym rozstaniem?- zatrzymałem się i obejrzałem za siebie. Przypomniałem sobie słowa Manuela, że ta fotografia jest podróbką. Przecież wiem, co robiłem. Wiem, że nie całowałem się z Markusem z własnej woli. Pokiwałem tylko głową, choć wyglądało to dość stanowczo.
-Przecież widziałem to zdjęcie Michi... To chyba niezbity dowód.
-Gdybyś mi ufał, żadne dowody nie byłyby w stanie podważyć mojego słowa.
***
I znów treningi niedające chwili odpoczynku i wytchnienia. Nic dziwnego, w końcu za pare dni kolejny konkurs, do którego wszyscy chcą być jak najlepiej przygotowani. Mimo tego wszystkiego ciągle miałem czas, by zostać sam w pokoju. Opanowałem już sztukę przepuszczania myśli, niezastanawiania się nad nimi, ponieważ nie byłem w stanie ich zatrzymać. Po prostu siadałem na balkonie i gapiłem się przed siebie. Tak mogłem całymi godzinami, jednak była osoba, która przeszkadzała mi w tym, regularnie co godzinę wchodząc do mojego pokoju.
-Dalej tu siedzisz?- usłyszałem za sobą głos Niemca. Zauważyłem, że nie przeszkadza mi on już tak bardzo, jak kiedyś. Może dlatego, że bardzo potrzebowałem jakiegoś towarzystwa? Starałem się być silny, ale zawsze dobrze mieć kogoś, kto cię wysłucha, nawet jeśli tym kimś ma być właśnie Markus.
-A co mam robić?- odpowiedziałem, na co Eisenbichler zacisnął wargi w jedną linię.
-Rozmyśliłeś się może co do mojej propozycji?- za każdym razem, gdy tu przychodził, pytał o to samo. Chodziło mu o to, bym zgodził się na chodzenie z nim. Za każdym razem stanowczo odmawiałem, na co on kiwał głową, nastawała chwila ciszy, którą po jakimś czasie przerywał z zupełnie już innym tematem. Tłumaczyłem mu niejednokrotnie, że nie mogę zakochać się na siłę, a teraz zupełnie nic do niego nie czuję, ale on upierał się przy swoim.
-Co ci szkodzi spróbować? Nie masz nic do stracenia.- mówiąc to, jego oczy błyszczały w zgubnej nadziei.
-Po prostu to nie ma sensu.- powtórzyłem się po raz kolejny tego dnia.
-Michi... Proszę cię... To będzie dla ciebie takie straszne? Przecież przed chodzeniem ze Stefanem też na pewno nie wiedziałeś do końca, jak to będzie i bałeś się. Teraz już masz pewne doświadczenie i wystarczy tylko spróbować... Co ci we mnie tak bardzo przeszkadza?

CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...