Piętro piąte. Schody. Piętro czwarte. Schody. Piętro trzecie. Schody. Piętro drugie. Schody. Piętro pierwsze. Schody. Parter... Cisza, stukanie butów o posadzkę, szybki oddech, bicie serca... I pustka. Nigdzie go nie ma. A moje myśli zaplątane, zagmatwane, przestraszone... Ktokolwiek widział mnie i Markusa może teraz być wszędzie. Może właśnie w tej chwili mówi wszystko Stefanowi, a ja nie mogę nic na to poradzić. Czemu nie powiedziałem mu tego wcześniej, jak miałem okazję. On musi dowiedzieć się tego ode mnie. Musi poznać prawdę, całą prawdę, nawet jeśli do końca w nią nie uwierzy. On musi usłyszeć ode mnie, że nie chciałem tego pocałunku, że nigdy bym tego nie zrobił, że mimo tego, że to nie moja wina, czuję się podle... Że sam nie daję sobie już z tym rady, że potrzebuję jego pomocy... Potrzebuję jego miłości... jak powietrza.
***
Znów schody. Piętro pierwsze. Schody. Piętro drugie. Schody. Piętro trzecie. Scho...
-Stefan...- Ujrzałem czarnowłosego mężczyznę na końcu korytarza, tuż przy drzwiach do naszego pokoju. Krafti zatrzymał się przed nimi, wpatrując się we mnie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.- Stefan.- ruszyłem w jego stronę. Sądząc po jego zachowaniu, chyba jeszcze nie spotkał tego, kto nas widział. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Szybkim krokiem podszedłem do mojego ukochanego. On czekał na mnie w miejscu, uśmiechając się życzliwie przez cały czas.
-Gdzie ty byłeś?
-W sklepie.- Uniósł w górę siatkę z zakupami, której wcześniej nie zauważyłem.- Chciałem na chwilę pobyć sam. Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że ci nic nie powiedziałem.
-Nie! Skądże!- stwierdziłem stanowczo.
Obaj weszliśmy do pokoju. Krafti odrzucił siatkę na łóżko, lecz ta spadła z niego, wysypując całą swoją zawartość na podłogę. Ciemnowłosy jednak zdawał się tym w ogóle nie przejmować, bo powolnym krokiem wyszedł na balkon, przyległy do naszego pokoju. Pozbierałem wszystkie rozsypane rzeczy. Głównie były to owoce, dwie butle wody i jakieś drobiazgi.
Na samym początku zamknąłem drzwi na korytarz na klucz, by mieć pewność, że już nikt nie przeszkodzi mi w tym, co chcę powiedzieć. Jedyną osobą, która może mnie teraz powstrzymać, jestem ja sam. Nie może mi braknąć odwagi. Nie mogę go okłamywać, czy zatajać cokolwiek... Przecież ja go kocham.
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w stronę balkonu. Stefan stał w jego rogu, opierając się o barierkę. Zapatrzony był w jakiś punkt przed sobą. Stanąłem obok niego i również spojrzałem w daleki krajobraz. Między nami zapadła cisza. Ani ja, ani on nie podejmowaliśmy żadnego tematu, czy nawet nie patrzyliśmy na siebie. Obaj czuliśmy, że tak właśnie należy teraz postępować.
-Stefan... Muszę ci coś powiedzieć.- przerwałem ciszę i zwróciłem swój wzrok na jego twarz. On również spojrzał na mnie. W jego pięknych, czarnych oczach ujrzałem coś między niepokojem, strachem, a opanowaniem i spokojem.
-Mów Michi.- Jego głos był suchy i dziwnie sztywny.
-Czy... Czy możesz mi obiecać, że wysłuchasz mnie do końca?
-Nie.- Ta odpowiedź bardzo mnie zaskoczyła, ale postanowiłem ciągnąć dalej. Jak już się wplątałem w takie bagno, to muszę to jakoś odkręcić.
-Ja... Ja... Ja nie wiem, jak mam zacząć.- Spuściłem głowę. Moje serce biło coraz szybciej, a ręce zaczęły drżeć.
-Może od zwykłego ,,Przepraszam"?- usłyszałem jego głos. Zacisnąłem mocno powieki i po raz kolejny zdobyłem się na spojrzenie na niego.

CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfic[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...