Całe szczęście, gdy już wróciliśmy do naszego pokoju, nie było w nim nikogo. Nie wyobrażam sobie budzenia teraz jakichś nieprzytomnych Norwegów i wyprowadzanie ich na korytarz w pozycji pionowej. To nie zmieniało jednak faktu, że wokół panował taki bałagan, jakiego nie widziałem odkąd jakieś dziesięć lat temu mama kazała mi posprzątać strych za karę za jakieś tam wagary. Teraz przynajmniej miałem kogoś do pomocy, a z sufitu nie zwisały pajęczyny.
Na początku zabraliśmy się za zbieranie wszelkiego rodzaju szkliwa z każdego zakamarku pokoju. Popinger i Diethart ruszyli nam z pomocą. W czwórkę bardzo szybko nam poszło. Następnie Stefan wziął odkurzacz i zabrał się do doprowadzania do porządku dywanu i podłóg, Manuel skombinował skądś szmatkę i wycierał klejące się od rozmaitych napojów powierzchnie, a ja z Thomasem zaczęliśmy wnosić łóżka, które do tej pory tkwiły na korytarzu. Po naprawieniu zerwanego karnisza i wymienieniu zbitej żarówki u lampki nocnej uznaliśmy pracę za zakończoną. Nie spodziewałem się, że ten pokój jeszcze kiedykolwiek może tak wyglądać. No cóż, nigdy nie mów nigdy.
***
Około 17:00 wyjechaliśmy do kolejnego austriackiego miasta-Tauplitz, w którym już za trzy dni miał odbyć się następny konkurs. Wiele osób narzekało, że nie mają najmniejszej ochoty wyjeżdżać stąd i najchętniej przespaliby tu jeszcze jedną noc. Najwyraźniej nie wszyscy już wyleczyli kaca, choć upierali się, że prawdziwym powodem jest niesamowity urok miasta.
Gdy po godzinie dotarliśmy na miejsce, wszyscy natychmiast zajęli swoje pokoje i nie zamierzali z nich szybko wyjść. Dowiedziałem się, że moi rodzice również przyjechali tu dalej mi kibicować i zajęli hotel niedaleko, więc zapewne odwiedzą nas jutrzejszego ranka.
Gdy zdążyłem już rozpakować się, a brudne ubrania wpakować do pralki, Stefan gdzieś zniknął. Ja nie miałem zamiaru marnować tak ładnego wieczoru na samotne siedzenie w pokoju, więc ruszyłem na zapoznanie z hotelowym ogrodem. Delikatne promienie słońca odbijały się w białym, iskrzącym śniegu.
-Spacerek?- po chwili usłyszałem czyjś głos za sobą. Uśmiechnąłem się do Eisenbichlera, zmierzającego w moją stronę.
-Pomyślałem, że skoro nie mam co robić, to mały spacer nie zaszkodzi.- odpowiedziałem i wraz z Niemcem ruszyłem dalej.
-A gdzie masz Krafta?- To pytanie lekko mnie zdziwiło. Nie wiem w sumie czemu. Może dlatego, że zupełnie nie spodziewałem się pytań o Stefana ze strony Markusa, z którym przecież nie jestem w wielkiej przyjaźni ani nawet dobrym koleżeństwie, a może dlatego, że po prostu sam nie znałem na nie odpowiedzi. Wzruszyłem tylko ramionami.
-Ładną mamy pogodę...
***
Gdy wróciłem do pokoju, w dalszym ciągu był on pusty. Zacząłem się już trochę niepokoić, ale przecież Stefan to dorosły mężczyzna i przecież umie sobie poradzić. Poza tym nie mogę go pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Mimo wszystko chciałem na niego poczekać, bo przecież nie ma go już od ładnych czterech godzin, a dotąd przecież nigdy tak nie znikał bez słowa. Moje plany jednak zawiodły, bo zmęczenie wzięło górę i nawet nie wiem kiedy, zasnąłem.
Gdy obudziłem się, było bardzo wcześnie rano, o czym świadczył mrok, w dalszym ciągu panujący za oknem. Pierwsze co zrobiłem po otworzeniu oczu, to spojrzałem na łóżko Stefana. Całe szczęście leżał w nim, smacznie śpiąc. Nie wiem, co robił późnym wieczorem, więc nie zamierzałem go teraz budzić. Podszedłem tylko do mojego ukochanego i złożyłem na jego czole pocałunek. Tak bardzo się za nim stęskniłem.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Hayran Kurgu[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...