Od razu po konkursie wszyscy udali się do pokoju Piotrka, gdzie miała się odbyć pierwsza impreza na dużą skalę organizowana przez niego. My jednak nie byliśmy w humorach na imprezowanie, więc ruszyliśmy do naszego pokoju, pierwsze wstępując na stołówkę po wyczekiwany kubek gorącej czekolady z piankami. Gdy już dotarliśmy do pokoju, natychmiast rzuciliśmy torby w kąt i usiedliśmy na łóżku.
-Ciekawe czy po dzisiejszej imprezie, jutro ktokolwiek będzie na tyle trzeźwy, by oddawać dalekie skoki.- uśmiechnąłem się pod nosem, pijąc pierwszy łyk tego wspaniałego napoju. Mając w pamięci ostatnią zabawę sprzed paru dni, chyba wszystkiego można się spodziewać. Stefan w ramach odpowiedzi pokiwał głową.
-Już jutro ostatni dzień stycznia i będzie luty.- słusznie stwierdził.- Pamiętasz, jak kiedyś, dawno temu w ostatnie weekendy miesięcy rozstawialiśmy namiot w pokoju, a jak było cieplej to na zewnątrz.- uśmiechnął się.
-Powtórzmy to.- stwierdziłem natychmiast, na co on spojrzał na mnie, nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodzi.- Idziemy poszukać namiotu?- wyszczerzyłem zęby.
-Michael nie masz co wymyślić?- zaśmiał się.
-Mam, ale tak będzie wesoło.
-I myślisz, że ktoś nosi ze sobą namiot?- spytał, unosząc brwi.
-Ktoś na pewno.- Nie czekając na dalszą reakcję Kraftiego, wstałem z łóżka, odłożyłem kubek z tylko trochę upitą gorącą czekoladą i ruszyłem na korytarz. Zaraz za mną wyszedł Stefan z lekkim uśmiechem na ustach. Doskonale wiedziałem, gdzie teraz znajdę wszystkich, a tym miejscem był oczywiście pokój Żyły. Już z daleka słyszalna była głośna muzyka. Gdy weszliśmy do środka, wokół było ciemno, całe pomieszczenie zapełnione było mnóstwem skoczków, a na środku balansowało pare osób. Cała reszta siedziała gdzie popadnie, oczywiście każdy trzymał w ręku kieliszek regularnie napełniany przez mistrza w swoim fachu- Leyhe.
Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl był Richard. Nie było go trudno wypatrzyć w tłumie, bo ubrany był w żarówiasto- żółtą koszulkę i chodził za Piotrkiem, udzielając mu cennych wskazówek co do dalszych losów udanej imprezy.
-Hej, hej, hej! Myślałem, że nie przyjdziecie.- Powitał nas Niemiec, wyciągając z torby zawieszonej na jego ramieniu dwa kieliszki i podał nam je.
-My zaraz wychodzimy.- oznajmiłem.- Chcemy się tylko zapytać, czy masz może namiot.- Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, jakie to pytanie musiało być dziwne, ale najwyraźniej Freitag nie jest osobą, która nadmiernie wnika w szczegóły, bo bez żadnych pytań oznajmił:
-Miałem, ale chyba zostawiłem w jednym z hoteli.- stwierdził z ponurą miną.- A taki był ładny... Ale pożyczyłem ostatnio od Laniska, on wam też da.
-Dzięki.- uśmiechnąłem się do niego i wraz ze Stefanem ruszyłem na poszukiwanie Słoweńca. Nie wnikałem już na prawdę, do czego Rysiowi potrzebny był namiot.
-Hej.- przysiedliśmy się do Anže. W przeciwieństwie do Freitaga, on siedział w kącie, choć widać było, że mimo to wspaniale się bawi. Zresztą on zawsze jest uśmiechnięty i wygląda na ostro narąbanego.- Masz może pożyczyć namiot?- Od razu przeszedłem do zasadniczego pytania.
-Jasne.- Na twarzy Laniska pojawił się jeszcze większy uśmiech.- Chodźcie za mną.- powiedział, więc zrobiliśmy to. Udaliśmy się do jego pokoju znajdującego się na tym samym piętrze co nasz. Przez chwilę Słoweniec zajmował się przeszukiwaniem swojej szafy, wyjmując z niej różne rzeczy trzymane chyba ,,na wszelki wypadek". Wśród nich znalazł się różowy młotek, którego kiedyś potrzebował Thomas, dmuchane koło-kaczuszka, w którym o dziwo było powietrze, chyba coś w rodzaju złamanej nogi od stołka i małego, papierowego wiatraczka. Do tego znalazło się jeszcze pare kolorowych pudełek, lecz doszedłem do wniosku, że nie chcę wiedzieć, co się w nich znajduje.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...