4. Hetero?

1.7K 154 11
                                    

Lillehammer to piękne miejsce, ale mam go już serdecznie dosyć. Naprawdę nie obchodzi mnie już to wczorajsze podium! Obchodzi mnie zachowanie Krafta i Claudii! Czy tej dziewczynie nie można wytłumaczyć, że jak mam zawody, to zazwyczaj nie mam czasu, by odebrać telefon, czy odpisać na SMS'a? Zdesperowany wyciągnąłem nawet baterię z mojej komórki, gdy na jej ekranie pojawiła się kolejna wiadomość. Oparłem się o oparcie krzesła, na którym siedziałem. Mimowolnie mój wzrok pobiegł w stronę siedzącego obok Krafta. Jego mina była skupiona i bez wyrazu. Coś kazało mi wtedy do niego powiedzieć, choć wyraźnie nie miał na to ochoty. Nie mogę skakać pokłócony z nim, bo wiem, że nic mi wtedy nie wyjdzie. Skąd to wiem? Chyba przeczucie...

-Stafan, proszę cię, pogadajmy.- zwróciłem się do niego. Chyba on też myślał o tym, bo wyjątkowo szybko się zgodził, wstając natychmiast.

Wybraliśmy się na mały spacer. Do konkursu została jeszcze godzina, więc odetchnięcie dobrze nam zrobi. By uniknąć natłoku fanów, którzy już od dłuższego czasu gromadzili się pod skocznią, udaliśmy się do pobliskiego lasu. Nie raz podczas zawodów w Lillehammer przychodziliśmy tutaj na mały odpoczynek. Usiadłem na jednym z dużych pni, czekając aż mój przyjaciel odezwie się. Widać było, że mężczyzna chciałby coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Tak przyglądając się ciemnym włosom Krafta, powiewającym na dość mocnym wietrze oraz tym hipnotyzującym, czarnym oczom... poczułem coś dziwnego. Mój brzuch przejął skurcz, a w umyśle znów zaczęło się kłębić tysiące myśli. Chciałem za wszelką cenę zatrzymać ich natłok, ale nie umiałem. Czy to możliwe, bym mógł czuć coś więcej do mojego przyjaciela? Nie... przecież jestem hetero... mam dziewczynę... Której nie kocham- odezwał się cichy głos w mojej głowie.

-Stefan...- zacząłem powoli, wpatrzony w twarz przyjaciela. Brunet spojrzał na mnie.- Chyba masz racje, nie jestem pewien, czy czuję cokolwiek do Claudii.- Te słowa same potoczyły mi się na język. Do końca nie wiem, czemu je wypowiedziałem. Naprawdę tak uważam? W sumie to już więcej czuję do Stefana niż do tej dziewczyny... Cholera... Dopiero po chwili uporządkowałem sobie to, co pomyślałem. Ja czuję coś do Stefana?!

Kraft na moje słowa natychmiast rozpromienił się, aż dziwne, że tak szybko. Uśmiechnął się i podniósł z pieńka. Zrobiłem to samo, zrównując się z nim, choć i tak moje oczy sięgały ponad ciemne włosy Stefana, sterczące mu na czubku głowy.

-Powodzenia w dzisiejszym konkursie.- uśmiechnął się pięknie i po chwili wahania przytulił mnie, tak po prostu, ale miałem silne wrażenia, że nie był to czysto przyjacielski gest. W tej chwili mój brzuch dosłownie oszalał. Nigdy się tak nie czułem. Taki wolny, szczęśliwy... Chciałem, by ta chwila trwała wiecznie, lecz niestety co dobre, szybko się kończy. Stefan odstąpił ode mnie i z uśmiechem na ustach ruszył w kierunku drogi. Po chwili, w której musiałem opanować ogarniające mną emocje, ruszyłem za nim.

***

Michi, ale ty jesteś głupi... Powiedz mi, czego ty oczekujesz?
Niczego...
Nie? A odwzajemnionej miłości? Nie...
Nie?
NIE! To nie jest żadna miłość!
Michi, Michi... ale ty jesteś głupi...

Przez cały czas, gdy siedziałem wraz z innymi skoczkami czekającymi na oddanie swojego skoku, w mojej głowie trwała zacięta wojna. Starałem się nie patrzyć na jej przyczynę pod postacią mojego przyjaciela, lecz to było silniejsze ode mnie. Dopiero gdy ten spostrzegł, że co chwila spoglądam na niego, przestałem to robić, a przynajmniej tak mi się zdawało.

W końcu nadszedł czas, w którym należy zebrać się w sobie i wyjechać na górę skoczni, by po chwili wejść na belkę i oddać jak najdłuższy skok. Podniosłem się z mojego krzesła, to samo zrobił Kraft. Jak dla mnie to powinien wyjść już kilka minut temu, ale jak zawsze czekał, aż ja wybiorę ten odpowiedni moment.

Po dość długim czasie, w którym każdy ze skoczków parokrotnie wchodził i schodził z belki, nadeszła moja kolej. Przede mną swój skok oddał słoweński skoczek- Peter Prevc, który tym samym objął prowadzenie. Odetchnąłem głęboko, siadając na belce. 139 metrów Słoweńca to naprawdę imponujący wynik i wątpię, czy uda mi się go przebić.

Chwila niepewności i nareszcie zielone światełko. Wyjazd, piękne wybicie z progu i lot. Niedawno jeszcze myślałem, że to uczucie jest najpiękniejszym na świecie i nic go nie przebije. Teraz zacząłem porównywać go z tym, towarzyszącym uściskowi Krafta. Nadchodzi moment lądowania i... 141,5! Nie wiedziałem, że umiem tak skakać. To naprawdę wspaniała odległość. Ale ten wiatr... Miałem zbyt duży pod narty, Prevc miał w plecy. Chociaż noty powinny być dobre. Jakiś tam telemark zaznaczyłem. Tak... Trzy dziewiętnastki się liczą... Jestem drugi! Co prawda nie pierwszy, ale olać to! Wyprzedzam Freunda tylko o 1,2 punktu a do Petera tracę zaledwie 0,5! Nie myślałem, że uda mi się skoczyć tak daleko i w tak ładnym stylu. Rozebrałem narty i przeszedłem kawałek dalej. Szczęśliwy dostrzegłem rozpromienioną twarz Krafta.

-Świetny jak zawsze.- wycedził, przyglądając się, jak rozbieram kask i górną część kombinezonu. Posłałem mu szeroki uśmiech.

W tym czasie swój skok oddał Czech, Roman Koudelka. 140 metrów... A wiatr znów się zmienił, więc punkty będzie miał dodane. Jest pierwszy. Kiwam głową w akcie uznania. Po przybiciu piątki z prowadzącym teraz Czechem, wraz ze Stefanem udaliśmy się do budynku, w którym mieliśmy poczekać na końcowe wyniki. W tym czasie Fannemmel już oddał swój skok. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że po skoku 131 metrów zajmuje dopiero piąte miejsce. Czyli dalej trzymam się na podium. Teraz na belce zasiada Noriaki Kasai. To jest prawdziwy mistrz nad mistrzami i każdy ze skoczków o tym wie.

-Michi, myślisz, że jeśli dożyjemy czterdziestki, to też będziemy tak skakać?- usłyszałem słodki głos Stefana po mojej prawej stronie.

-Jeśli dożyjemy, to kto wie?- wyszczerzyłem zęby.

Japończyka wypuścili w dość dużym wietrze w plecy, więc wyciągnął tylko 124,5m, w czego rezultacie uplasował się na szesnastym miejscu. Miran, uważałbyś czasem, w jakich warunkach człowieka puszczasz... Bo kogo jak kogo, ale Kasai'ego chyba nie chcesz zabić?!

I w końcu Simon Ammann. Od jego skoku zależy moje być albo nie być na podium. Wziąłem głęboki wdech i wydech i nagle poczułem, jak ktoś ściska moją dłoń. Tą osobą okazał się być Kraft, który teraz z przejęciem wpatrywał się w telebim. Jakoś cieplej zrobiło mi się na sercu. Miałem silne przeczucie, że będzie dobrze. 142m!!! Przy takim wietrze to prawie niemożliwe! Podniosłem się z mojego miejsca i klasnąłem w dłonie z uznaniem. Co prawda telemark jak zawsze na Ammanna, ale nawet jeśli nie będzie pierwszy, to wyprzedzi mnie na pewno.

-Szwajcar jakiś się będzie panoszył...- usłyszałem mamrotanie przyjaciela. Uśmiechnąłem się pod nosem.

-Nie byle jaki tam Szwajcar.- zwróciłem się do niego. Ale chwila, chwila... Czy ja dobrze widzę? Simon jest... Piąty? Ale... to oznacza, że ja jestem...

-Na podium!- usłyszałem krzyk Krafta, który rzucił się na mnie, obejmując od tyłu. Stałem jak wryty. Chyba nie tylko ja byłem zaskoczony takim obrotem spraw.

-Nie przeżywaj jak Freund okres.- zaśmiałem się, widząc zjaranego Stefana.- Jeszcze druga seria.

-Co ty zgłupiałeś? Przy takim wietrze to Miran nawet swojego synka nie wypuści! Odwołają na sto procent!

I nie mylił się. Chwilę po tym uzyskaliśmy informację, że z powodu niesprzyjających warunków konkurs zostanie zakończony po pierwszej serii. I reakcja Krafta... bezcenna. I ta radość... Tyle szczęścia jednego wieczoru... Jak ja kocham skoki...


Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz