53. Szczęście

653 80 7
                                    

-Dzień dobry kochanie.

-Dzień dobry.

Odsunąłem ciemne włosy mojego ukochanego z jego oczu i złożyłem na jego czole ciepły pocałunek na przywitanie. Obaj w dalszym ciągu leżeliśmy na jego łóżku w swoich objęciach. Nawet nie wiedziałem, kiedy zasnęliśmy. Teraz jaskrawe słońce obudziło nas, przebijając się przez powieki.

Dłoń Stefana podążyła do mojego policzka i delikatnie pogładziła go. Byliśmy tak blisko siebie, że nasze nosy prawie stykały się. Przymknąłem oczy, które dopiero co otworzyłem i zagłębiłem się w ciszy, przerywanej tylko przez nasze oddechy i bicia dwóch serc. Poczułem słodki smak warg Kraftiego na moich ustach. Odwzajemniłem pocałunek, lekko uśmiechając się. Czasami dobrze, że te drzwi są zamknięte...

***

-Żyjecie?- Podczas ostatniego treningu tego dnia podszedł do nas Popinger z zaniepokojoną miną.- Wczoraj chyba cicha ewakuacja nie poszła zbytnio po waszej myśli.

-Eee szkoda gadać.- ponuro stwierdził Stefan. Miałem silne wrażenie, że nie do końca pogodził się z tym, że kolejne dwie osoby wiedzą o nas, mimo tego, że akurat trafiliśmy na gejów. Kurcze... Nigdy bym nie przypuszczał, że w naszym otoczeniu jest aż tyle osób homoseksualnych. Znam już trójkę poza mną i Stefanem. Welli, Wank i Markus, bo z Gregorem to nigdy nic nie wiadomo. Po nim można spodziewać się wszystkiego.

-To znaczy, że nie opowiecie?- ciągnął Manuel.

-To nie jest nic wartego długich wywodów. Naprawdę dzięki za troskę, ale nic się nie stało.- Posłałem przyjacielowi szeroki uśmiech, który on niepewnie odwzajemnił.

-Ale wiecie, że jakby co, to ja i Thomas służymy pomocą.

-Wiemy, dzięki.- odpowiedziałem i wszyscy zaczęliśmy trening od biegu wokół hotelu.

***

Pogoda tego dnia zdecydowanie sprzyjała oddawaniu dalekich skoków, czy po prostu wkładaniu serca w rozwijanie swojej pasji. Promienie słoneczne dawały przyjemne ciepło, lecz nie grzały zbytnio. Lekki wiatr ruszał naszymi włosami. Wszystko wskazywało na to, że dzisiejszy konkurs będzie rozegrany w naprawdę przyjemnej atmosferze.

-Gdzie zniknął ten twój piękny uśmiech?- zwróciłem się do Stefana, gdy jako jedni z ostatnich dotarliśmy na miejsce, oczekując na rozpoczęcie zmagań.

-Gdzieś.- mruknął Krafti. Przyjrzałem się ostrym rysom jego twarzy.

-Dalej chodzi ci o wczoraj.- To nie było pytanie, a stwierdzenie. Przecież znam go doskonale. Moja dłoń automatycznie ruszyła w stronę jego ręki, lecz ten natychmiast ją odsunął.

-Michael już ci mówiłem, że nie możemy tak tego okazywać. Wczoraj ostro przesadziliśmy.- stwierdził ponuro.

-A nie podobało ci się? Nie czułeś tej magii, towarzyszącej pocałunkom?

-Michi... Ehh... Oczywiście, że czułem i to jest piękne, ale mówię teraz o czymś innym. Głupio zrobiliśmy, stojąc tak na korytarzu. Mogliśmy przynajmniej wejść do pokoju. Każdy mógł nas zobaczyć... I zobaczył...

-Ale mieliśmy szczęście i przy okazji poznaliśmy dwóch ludzi, od których w razie czego będziemy mieli wsparcie.- Uśmiechnąłem się, lecz jego twarz w dalszym ciągu była kamienna.

-Ale nie możemy ciągle liczyć na głupie szczęście.

-W miłości łut szczęścia czasami jest potrzebny.

-Dlatego nie można wystawiać tego na próbę. Lepiej robić wszystko, by liczyć na siebie, bo szczęście może zawieść.

***

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz